wtorek, 28 lipca 2015

VI

Budzę się i pierwsze co zauważam to pogrążona w głębokim śnie twarz atakującego. Dwudniowy zarost, zmierzwione włosy, czyli to, co na kobietę działa najbardziej. Przypominając sobie, co wydarzyło się wczoraj na moje policzki wypływa rumieniec. Zerkam na telefon Zbyszka i widzę na nim godzinę szóstą z minutami. Postanawiam iść pod prysznic a następnie pobiegać. Zdecydowanie tego mi trzeba. Próbuję wyswobodzić się z mocnego uścisku atakującego, lecz na nic moje starania. Ten dryblas waży dwa razy więcej ode mnie i jest sporo wyższy. Kiedy mocuję się z jego wielkimi rękami widzę na jego twarzy uśmiech. Jestem pewna, że już nie śpi a mimo to nie chce mnie puścić. Moje starania można porównać do walki z wiatrakami, więc kiedy kolejna próba kończy się fiaskiem rezygnuję z jakichkolwiek starań.
-Bartman, foch. Puść mnie no. – jęczę mu nad uchem.
-Daj spać Kubiakowa. – próbuje zakryć mi usta ręką.
-Zbyszek, chce iść pod prysznic.
-Możesz pójść za godzinę, ze mną, będzie ekonomicznie, lepiej dla środowiska.
-Od kiedy z ciebie taki ekolog – fukam – Chcę iść biegać.
-Po co?
- Po to żeby nie mieć grubego dupska bystrzaku – uderzam go w czoło. – Możesz iść ze mną bo z tego co wczoraj widziałam, to mogłoby być u ciebie lepiej. – śmieję się i wykorzystując jego zaskoczenie wyswobadzam się z jego ramion.
-O ty wredoto. Za 15 minut przed domem. Szykuj się na niezły wycisk. – wystawia mi język i wstaje z łóżka. Podaje mi moje wczorajsze ubranie i wypycha za drzwi. Chyba go troszkę zdenerwowałam, a z pewnością uraziłam jego dumę. Biorę szybki prysznic i przebieram się w ubranie odpowiednie do biegania oraz zarzucam na ramiona bluzę i po kilkunastu minutach wychodzę z domu, gdzie rozciąga się już Zbyszek. Kiedy mnie widzi uśmiecha się i daje mi buziaka a ja odpowiadam tym samym. Po krótkiej rozgrzewce biegniemy w kierunku parku. Bartman cały czas biegnie z przodu a ja widząc go przed sobą mam lepszą motywację do szybszego biegu. Doganiam go i biegniemy ramię w ramię. Sądząc po ilości wysłuchanych przeze mnie piosenek z iPoda biegamy już dobre półtorej godziny. Nie wiem nawet gdzie jesteśmy, bo w tej części Żor nigdy nie byłam. Kiedy docieramy na jakiś plac zabaw Zbyszek zarządza odpoczynek widząc, że się zmęczyłam. Siadamy na pierwszej z brzegu ławce.
-Żyjesz, mała? – w pytaniu atakującego nie słyszę ani trochę złośliwości, widzę, że się martwi.
-Jest ok. Nie bój się. – uśmiecham się i wygodnie się rozsiadam.
-Lila? – łapie mnie za rękę i uśmiecha się.
-Hmm? – zerkam na niego i widzę, że chce mnie o coś zapytać.
-Co myślisz o mnie i tobie? O nas? – patrzy mi w oczy.
-Szczerze? 5 lat temu chętnie bym cię zabiła, poćwiartowała i zakopała, gdyby tylko nic za to nie groziło. A miesiąc temu przekonałam się, że jednak nie jesteś taki straszny. A dziś to nawet myślę, że cię lubię. – uśmiechnęłam się patrząc na niego.
-Czyli w przyszłości mogę liczyć na coś więcej niż tylko „lubię cię”? – uśmiecha się i puszcza mi oczko.
-Jak będziesz grzeczny to tak – śmieję się i daję mu buziaka po czym zrywam się szybko z ławki – berek! – krzyczę. Na reakcję atakującego nie muszę długo czekać i już po chwili czuję, że jego ręce łapią mnie w pasie a ja podnoszę się i obracam w jego rękach. Zabawę przerywa nam telefon atakującego. Wyciąga go i pokazuje mi ekran, na którym wyświetla się zdjęcie mojego brata. Widzę, że włącza na głośnik i odbiera.
-Haloo? Misiek? Co chciałeś?
-No kurde gdzie wy z Lilką wybyliście. Jakiś trening mamy? – pyta zirytowany.
-Biegamy sobie, żeby mieć szczupłe tyłki a nie takie tłuste jak ty braciszku – mówię i razem z Bartmanem zaczynamy się śmiać.
-Ej no wcale nie mam grubego tyłka – mówi oburzony a ja słyszę śmiech Melki w telefonie – Amelio, nie śmiej się tylko przyznaj mi rację! A wy biegacze wracać na śniadanko! Zrobiłem kanapki i herbatkę! Znajcie moją dobroć! – śmieje się i kończy połączenie a my ponownie wybuchamy śmiechem.
-Jego ktoś podrzucił, to nie może być prawda, że mam takiego debila za brata. – ocieram łzę wywołaną śmiechem. – To co szybko na śniadanko?
-Jasne. Wyścig. Kto przegra robi kawę! – śmieje się Bartman i razem zaczynamy biec. Siatkarz narzuca ostre tempo lecz nie chcąc być gorsza próbuję dotrzymać mu kroku. Niespodziewanie czuję, że źle stawiam nogę. Ból w udzie jest niemiłosierny. Zbyszek słysząc mój krzyk ratuje mnie przed upadkiem na ziemię.
-Lila? Co się dzieje? – bierze mnie na ręce i kładzie na pobliskiej ławeczce.
-Boli. W udzie – wskazuję na prawą nogę i krzywię się z bólu.
-Zadzwonię po karetkę – wyjmuje telefon, lecz powstrzymuję go przed tym.
-Przestań, jestem fizjoterapeutką, sama się sobą zajmę. – posyłam mu delikatny uśmiech i próbuję wstać na co Bartman puka mnie po głowie.
-Nie wygłupiaj się, wskakuj – schyla się przede mną wystawiając swoje plecy a ja powoli się na nim usadawiam. Czuję ból, gdy chwyta mnie za nogę, lecz nie jest on tak straszny jak ten przy upadku.
-Przepraszam – szepczę mu po chwili na ucho.
-Ejj mała, nie masz za co. To ja zachowałem się jak debil. Przecież wiem, że nie jesteś tak wytrzymała jak chłopaki a mimo to nie zwolniłem tempa.
-Zibi, nie obwiniaj się. – Wtulam się w jego plecy i daję buziaka w policzek. Czuję, że się uśmiecha. Resztę drogi pokonujemy w milczeniu. Ledwo co powstrzymuję się od rozpłakania się. Decyduję się, żeby zadzwonić do kolegi, ortopedy, przyjmującego w Katowicach. Poznałam go na pierwszym roku studiów, kiedy on je już kończył i wracał do Polski.
-Pojedziesz ze mną do Katowic? Do lekarza – zerkam na Zbyszka, który zapewnia mnie o wszelakiej pomocy z jego strony. Wyjmuję telefon i dzwonię do Kamila. Już po chwili opowiadam mu co się stało, a on natychmiast każe mi się zjawić w klinice. Informuję o wszystkim Bartmana, który zarządza, że po śniadaniu jedziemy. Docieramy do domu a nasz widok zaskakuje mojego brata.
-Coś najlepszego zrobiła, kaleko? – pyta mnie gdy Zbyszek „odkłada” mnie na kanapę. Po chwili stoi przede mną talerz kanapek oraz kawa, które konsumujemy z atakującym i dokładnie opowiadamy, co się stało. Po chwili Bartman zanosi mnie do mojej sypialni a Mela pomaga się przebrać.
-Li, powiedz mi, co jest między tobą a Zbyszkiem? – uśmiecha się znacząco. Boże jak ona mnie dobrze zna!
-Przespałam się z nim. – mówię niemal niedosłyszalnie a ona nie wie co powiedzieć.
-Czy to jest ten sam siatkarz, którego nienawidziłaś? – pyta z uśmiechem.
-Ten sam, którego przez całe swoje życie miałam ochotę zabić – śmieję się. Po chwili jestem już gotowa i czekam na Zbyszka. Kilkanaście minut później wyjeżdżamy już z posesji uprzednio wpisując adres kliniki mojego znajomego. Środki przeciwbólowe, które wzięłam zaczynają działać, więc już po kilku minutach usypiam.
-Budzimy się, księżniczko – czuję delikatny dotyk dłoni Zbyszka na policzku. Otwieram oczy i uśmiecham się. Wychodzę z auta i już po chwili jestem w ramionach Zibiego. Międzyczasie wykonuję telefon do Kamila, który instruuje mnie jak mamy dojść do jego gabinetu. Kiedy już stoimy pod drzwiami wychodzi do nas lekarz, który nie kryje radości widząc mnie oraz zdziwienia widząc mojego towarzysza niedoli. Po krótkim badaniu, zrobieniu usg uda, kilku łzach, mocnych uściskach Bartmana, diagnoza zostaje postawiona. Zerwany mięsień uda. Minę mam nie za wesołą. Przede mną długa droga do odzyskania pełnej sprawności.
-Dużo odpoczynku, stabilizacja nogi. Tylko ze względu na to jak bardzo cię lubię nie wsadzę ci jej w gips – młody lekarz puszcza mi oczko.
-Dziękuję, jesteś wielki.
-Masz się oszczędzać. Może chcesz zostać w klinice na trochę? Sam się tobą zajmę. – wyraźnie flirtuje ze mną co nie uchodzi uwadze Zbyszka.
-To chyba nie będzie konieczne, prawda kochanie? Ja się tobą dobrze w domu zajmę – Daje mi buziaka i patrzy z wyższością na lekarza. Ten już się nie odzywa, jedynie przepisuje różnego rodzaju tabletki i maści.
-Widzimy się za dwa tygodnie na kontroli. W żadnym wypadku nie obciążaj nogi – podaje mi plik kartek – recepty i zwolnienie z pracy, na razie na miesiąc a później zobaczymy – uśmiecha się – dużo zdrowia! – daje mi buziaka w policzek a Zibiemu podaje rękę, którą siatkarz ściska ukazując swoją siłę. Nie mogę już prawie wytrzymać ze śmiechu. Po chwili ląduję w tak dobrze znanych mi bartmanowych ramionach niesiona do samochodu. Usadawia mnie na siedzeniu pasażera a sam siada za kierownicą.

-Zazdrośnik! – mówię i wybucham śmiechem na co Bartman zamyka mi usta słodkim pocałunkiem, którego nie potrafię nie odwzajemnić. 

~*~
Dobry wieczór! (noc)
zdążyłam przed północą i zostało mi nawet 15 minut zapasu! 
A na górze sielanka, sielkanka i jeszcze raz sielanka, 
ale niedługo chyba ją zburzę, bo co za dużo to niezdrowo ;p
Mam jakiś nagły przypływ weny, więc piszę dalej. 
20 komentarzy = nowy rozdział :)
buziaczki ! :*

23 komentarze:

  1. Super rozdział! Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super :D Czekam na nexta :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Zbyszek jaki zazdrosny o doktorka. Czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział :D
    Zbyszek u Ciebie jest taki uroczy^^ Co jak co, ale mi ta sielanka się podoba :)
    Pozdrowionka!

    Zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bomba ale nie niszcz jest tak pięknie

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne to jest :D
    WP

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Zbyszek będzie mial okazje sie wykazac opiekujac sie Lilka

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział znakomity :D
    normalnie uwielbiam to opowiadanie <3
    czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  10. czekam na następny rozdział,świetne opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  11. Super opowiadanie! :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Twoje opowiadanie jest świetne! Bardzo ładny wygląd! :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Wow.. Duuuużo się dzieje! :) Czekam na następne ;) Ciekawe co wymyślisz w następnych rozdziałach :) Weny życzę i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Czekamy na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń