Budzę się rano cała spocona. Ledwo powstrzymuję się od
płaczu i wrzasku. Znów powraca ten sam sen. Sen, który przywołuje najgorsze
wspomnienia. Momenty, których nie chcę już pamiętać. Cała dygoczę ze strachu.
Wiem, że w Polsce jestem bezpieczna, ale mimo wszystko przerażenie nie
ustępuje. Podnoszę się z łóżka, ubieram się i dalej z niepokojem schodzę do kuchni. Widzę uśmiechniętych
chłopaków pałaszujących śniadanie.
-Siadaj młoda, zrobiliśmy też dla ciebie. – uśmiecha się mój
brat i podsuwa mi pod nos talerz a zaraz po nim Zbyszek podaje mi kubek
nieziemsko pachnącej kawy. Taak, ich ekspres za trzy tysiące działa cuda.
-Dziękuję, kochani jesteście. – Wymuszam lekki uśmiech i
biorę się za jedzenie.
-Ej Lila, coś się stało? – Bartman zauważa moją nietęgą minę
i od razu się interesuje. Kręcę lekko głową i próbuję się szczerze uśmiechnąć.
Szybko kończę śniadanie i idę spakować do torby legginsy i koszulkę JW na
trening chłopaków. Po kilkunastu minutach jesteśmy już w samochodzie, tym razem
jest nim wielkie Audi Bartmana. Nie udaje mi się zająć miejsca z przodu, więc
udając wielce oburzoną rozkładam się na tylnym siedzeniu. Droga mija mi w
niezwykle miłej atmosferze. Te dwa głupki, z którymi przyszło mi mieszkać,
myślą, że potrafią śpiewać.
-Chcecie żebym ogłuchła?! – drę się na cały samochód i
jednocześnie śmieję. W odpowiedzi na mój krzyk odwraca się mój brat i „śpiewa
mi”: ołłł jeee, chce ci powiedzieć aj lov ju aj lov ju aj lov juuuu! Nie mogę
pozbierać się od śmiechu. Bolą mnie policzki i brzuch. Cieszę się, że po moim
porannym humorze nie ma już śladu. Dojeżdżamy na halę i w trójkę ruszamy w
kierunku szatni.
-Lila, chodź przebierzemy się razem – szczerzy się Bartman i
wciąga mnie do szatni chłopaków. – No chodź nie masz się czego wstydzić.
-Bartman, zbereźniku, zostaw moją małą siostrzyczkę w
spokoju. – Przytula mnie do siebie, a kiedy Zbyszek ściąga koszulkę, Misiek
zasłania mi oczy. – Zgarszasz ją!!
-Misiek, kretynie, puść mnie! – śmieję się z nich. Udaję się
do wyjścia z szatni. Odwracam się jeszcze i rzucam do nich – Papa,
suchoklatesy.
-Małpa! Menda! – słyszę jeszcze za sobą i ze śmiechem idę do
swojego gabinetu. Przebieram się szybko i udaję na siłownię. Od trenera
dowiaduję się, że dzisiaj jest tylko jeden trening łączący siłownię i salę. W
trakcie tego, po kolei zawodnicy mają do mnie przychodzić i mam mieć z nimi
krótkie sesje przed jutrzejszym meczem. Zgadzam się na to i zanim chłopcy się
zejdą korzystam z bieżni. W końcu dziś nie byłam biegać. Jestem jak w transie.
Po przebiegnięciu kilku kilometrów słyszę za sobą śmiechy i gwizdy. Wiem, że to
siatkarze JW. Uświadamiam sobie, ze legginsy, które mam na sobie nie były
dobrym rozwiązaniem. Schodzę z bieżni i odwracam się do nich. Gdyby mój wzrok
mógł zabijać, połowa drużyny byłaby już martwa. Drugą połowę zabiłby mój
kochany braciszek. Kiedy wychodzę z siłowni, mówię jeszcze trenerowi, żeby za
chwilę wysłał do mnie pierwszego siatkarza. Wchodzę do swojego biura. Otwieram
karty zawodników i dokładnie się z nimi zapoznaję. Pierwszy przychodzi Michał
Łasko, kapitan. Spokojny człowiek, dobrze mi się z nim pracowało. Dobrze go
porozciągałam, może i trochę boleśnie, ale niedługo mi podziękuje. Jak do tej
pory nie miałam z żadnym z siatkarzy problemów tak w kolejce znalazł się
Misiek. Stwierdziłam, że na nim to się mogę wyżyć. Kiedy to rozmasowuję mu
prawy bark zaczynam coraz mocniej naciskać.
-Lila, jak Boga kocham, lżej! – niemal na mnie krzyczy.
-Misiu, przecież ty jesteś ateistą! – śmieję się z niego i
mimo jego protestów masuję nadal dość mocno. Kiedy kończę braciszek oburzony
podnosi się i staje przede mną.
-Zbyszek to może i jest suchoklatesem, ale mnie to nie
obrażaj! – czochra mi włosy i niemalże wybiega, by nie oberwać ode mnie po
tyłku. Długo nie ma kolejnego zawodnika. Zerkam w karty i uświadamiam sobie, że
został mi już tylko Bartman. A tego dupka jeszcze nie ma, mimo, że trening
kończy się za 10 minut. Oczywiście będę przez niego musiała dłużej zostać.
Kiedy mam już wyjść po niego słyszę z korytarza rozmowę.
-Ale trenerze, ona mnie nienawidzi, ja nie chcę, sam się
rozciągnę.
-Bartman! Natychmiast idź do Pani Kubiak! Bo będziesz jutro
poza składem na mecz.
-No ale trenerze… - rozmowa cichnie a ja uśmiecham się pod
nosem. No ja mu dzisiaj pokażę. Następnym razem będzie pierwszy w kolejce do
mnie. Słyszę pukanie do drzwi i zaraz w nich pojawia się z nietęgą miną
Zbyszek.
-Masz czas? Może przyjdę innym razem? – uśmiecha się do
mnie.
-Rozbieraj się i na łóżko! – śmieję się do niego i zabawnie
ruszam brwiami.
-To może zamknę drzwi na klucz, żeby nikt nam nie
przeszkadzał?
-Bartman, zbereźniku, ty to tylko o jednym! – wystawiam mu
język i wskazuję na łóżko do masażu – kładź się na brzuchu – biorę z szafki
maść i dość sporą ilość wyciskam na jego plecy. Słyszę cichy jęk ze strony
siatkarza spowodowany zimnym żelem.
-Odpręż się, nic ci nie zrobię – uśmiecham się i zaczynam go
masować. Robię to bardzo dokładnie, pamiętając o każdym mięśniu. Naciągam go
dokładnie i wiem, że jutro na meczu poradzi sobie świetnie. Przy mocniejszym
dotyku słyszę ciche pomruki na co tylko się uśmiecham. Po około 20 minutach
kończę.
-Koniec tego dobrego panie Bartman – klepię go lekko w
tyłek. Myję ręce czekając aż atakujący opuści pomieszczenie.
-Dziękuję pani Kubiak, chyba będę częściej wpadał. Czekam
przy samochodzie. – uśmiecha się i wychodzi. Przebieram się w prywatne ubranie,
poprawiam makijaż, rozpuszczam włosy i wychodzę. Z chłopakami spotykam się przy
wyjściu z hali. Stwierdzamy, że nie chce nam się dziś gotować, więc razem z
kilkoma innymi zawodnikami jedziemy do pobliskiej restauracji, ponoć na
najlepszą pizzę w Jastrzębiu Zdroju. Kiedy na stole pojawia się pizza zaczynam
czuć głód i niemal pierwsza się na nią rzucam.
-Ej Lilka, bo jeszcze bardziej przytyjesz – śmieje się ze
mnie Bartman.
-Jak to jeszcze bardziej?! Halo! Przecież biegam codziennie!
– dodaję oburzona.
-Że niby kiedy ty biegasz? – patrzy na mnie roześmianymi
oczami.
-Że niby o 7 rano jak ty przewracasz się na drugi bok w
łóżku. –wystawiam mu środkowego palca a w mojej głowie rodzi się ciekawy
pomysł. Ale o tym powiem mu na osobności. W ciszy pochłaniamy obiad, następnie
po zapłaceniu, jedziemy do domu. Od razu zakładam swoje bikini
i korzystając z
słonecznego dnia rozkładam w ogrodzie leżak i kładę się na nim. Wkładam
słuchawki do uszu i po puszczeniu muzyki niemalże usypiam. Nie wiem ile tak
leżę ale nagle na swoim brzuchu czuję coś zimnego. Otwieram oczy a przede mną
stoi Bartman i przykłada mi zimną szklankę do brzucha. Szczerzy się szeroko a
ja ściągam słuchawki.
-Co się cieszysz jak szczerbaty na suchary? – patrzę na
niego i biorę szklankę, która mi podaje. Upijam łyk i czuję smak pysznego
Mojito.
-Sam zrobiłem. – wyszczerzył się i nadal stał nade mną.
-I co za to chcesz? – pytam unosząc brwi do góry. Trzeba
przyznać, drink jest wspaniały.
-Nooo, może jakiś masażyk? – uśmiecha się. Zastanawiam się i
po chwili obmyślając w głowie plan zgadzam się.
-Przyjdę wieczorem do ciebie. – Puszczam mu oczko a on
uradowany odchodzi. Po wypiciu drinka zbieram się z wszystkim i idę do domu.
Robię sobie jogurt z owocami i płatkami i idę do siebie. Zjadam kolację i idę
pod prysznic. Ubieram bluzkę i bokserki. Wychodzę ze swojej sypialni i udaję się do pokoju obok.
Pukam i od razu wchodzę. Widzę, że Bartman też się dopiero wykąpał, bo jest w
samych bokserkach a po jego ciele spływają kropelki wody.
-No Zbysiu kładź się, Lilka przyszła z masażykiem. –
Uśmiecham się do niego i widzę na jego twarzy jednocześnie zaskoczenie jak i
coś w rodzaju pożądania. Posłusznie kładzie się na środku łóżka na brzuchu. Wchodzę
na łóżko i siadam okrakiem na jego pośladkach. Kolejny raz tego dnia masuję go,
lecz teraz nie masuję go tak dokładnie, pod mecz, lecz dla jego przyjemności.
Kiedy wiem, że już jest cały mój zaczynam realizować swój plan.
-Zbysiu – zaczynam. Jednocześnie nachylam się nad nim i
mówię mu do ucha. – Pamiętasz, jak pomogłam Ci z Paulinką? – uśmiecham się i
słyszę jego pomruk.
-No i wiesz, pasowałoby, żebyś mi się odwdzięczył – widzę,
że go zaintrygowałam. Mówię mu prosto do ucha. – Więc mam dla ciebie propozycję
i nie możesz jej odrzucić.
-Zgadzam się na wszystko – kiedy słyszę te słowa uśmiecham
się. Po chwili Bartman odwraca się, tak, że ląduję na jego brzuchu. Chłopak
kładzie mi ręce na uda i zaciekawiony na mnie patrzy. Pochylam się nad nim i
mówię mu do ucha.
-Od jutra biegasz ze mną codziennie rano – uśmiecham się i
czekam na jego reakcję.
-Że co kurwa?! – widzę złość w jego oczach – jesteś wredna.
-A Ty nie masz wcale takiego fajnego brzucha. Przyda ci się
to bieganie. – Kładę mu rękę na brzuchu i po nim jeżdżę. Troche go muszę
udobruchać.
-Co tu się dzieje?! – wpada do pokoju Misiek a widząc nas w
takiej pozycji sam nie wie co ma zrobić. Wystraszona jego miną zeskakuję ze
Zbyszka i zakrywam się kocem. Boże, pomóż.
~*~
Dobry wieczór!
Obiecywałam, że rozdział będzie przez weekend dodany i ledwo zdążyłam, ale jest.
Dziękuję Faustii za ponaglanie mnie! Gdyby nie Ty, to nie miałabym motywacji na napisanie tego dzisiaj,
Liczę na jeszcze większą liczbę komentarzy i wejść, to naprawdę motywuje!
Pozdrawiam !
Nie ma za co : )! Rozdział świetny, jak zawsze! Z niecierpliwością czekam na kolejny! Dużo weny życzę! :*
OdpowiedzUsuńTo jest świetne! :D Do tej pory tylko jedno opowiadanie mnie tak wciągnęło Twoje jest drugie :D Niby piszesz kiedy będzie kolejny rozdział, a ja i tak wchodzę tu codziennie żeby zobaczyć czy aby przypadkiem nie dodałaś wcześniej. Powodzenia w dalszym pisaniu :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńhaha nie mogę :D
OdpowiedzUsuńmina Michała musiała być GENIALNA
a Lilka to niezłe ziółko
już nie mogę się doczekać kolejnego :)
i zapraszam do mnie na Włodarczyka, oraz Andresona
http://wyborylosu.blogspot.com/
Uwielbiam ją <3 Z drugiej strony ten Zbyszek to musi być biedny :D
OdpowiedzUsuńCudowny <3 Kiedy kolejny? :)
OdpowiedzUsuńjeśli dam radę to jutro :) w innym wypadku dopiero koło wtorku, bo wyjeżdżam w piątek i wracam w poniedziałek :)
Usuń