wtorek, 7 marca 2017

XVII

Do Wigilii zostało niespełna tydzień. Postanowiliśmy ją zorganizować w naszym żorskim domku. Zaproszeni zostali Zbyszka rodzice i siostra oraz nasi kochani staruszkowie. Melka obiecała, że dołączy do nas w Boże Narodzenie, gdyż wigilię chce spędzić ze swoją rodzinką. A co się zmieniło u mnie? Przytyłam już kilogram i codziennie kłócę się ze Zbyszkiem. Jak zwykle o pierdoły. A to nie zjadłam śniadania, a to ubrałam złe buty, albo poszłam za późno spać. Jak Zbyszka kocham, jeszcze kilka dni i wyprowadzę się do końca ciąży. A propos ciąży, na razie nikt oprócz naszej czwórki oraz drużyny JW nie wie, że spodziewamy się dziecka. Dlatego też chodzę zdenerwowana, ponieważ w wigilię mamy o tym powiedzieć naszym rodzicom. Trochę boję się ich reakcji, ale mimo wszystko, wiem, że ta kruszynka to najlepsze co nam się mogło przytrafić.

Budzik zadzwonił o godzinie siódmej. Delikatnie zrzuciłam ze swojego ciała łapę Zbyszka i wyszłam z cieplutkiego łóżka. Od razu założyłam ciepłe skarpetki na bose stopy. Mimo, że jestem w ciąży, to nie zaprzestałam swojego porannego joggingu. Po ubraniu się dość ciepło, ale i wygodnie wyszłam na przebieżkę do parku. Jak zwykle spotkałam znajome twarze osób, które biegały tymi samymi ścieżkami. Po ponad godzinie wracając do domu wstąpiłam do sklepu po świeże pieczywo. Wchodząc do domu usłyszałam krzątanie się w kuchni.
-Cześć Miśku. Masz świeże bułeczki – przywitałam się z bratem buziakiem a on zadowolony niemal wyrwał mi reklamówkę z ręki.
-Czy to przekupstwo za to, że Zbyszek nic nie wie o Twoim bieganiu? – wyszczerzył się.
-Zamknij tą swoją dzikowatą mordkę z łaski swojej – wystawiłam mu język i uciekłam pod prysznic. Po przebraniu się w normalne ciuchy zajrzałam do sypialni Zbyszka. Jak zwykle spał rozwalony na całym łóżku. Złapałam go za wystającą stopę i zaczęłam łaskotać. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Już po chwili podskoczył na łóżku a zaraz po tym wylądował na podłodze. Wybuchłam niepohamowanym śmiechem.
-No komiczne Lilka, kurwa komiczne. – jęczał rozmasowując sobie tyłek.
-Och wybacz Zbysiu, nie chciałam – puściłam mu buziaczka.
-Ta na pewno, zaraz się policzymy – wstał i podszedł do mnie.
-Kobietę w ciąży chcesz bić?! – wyszczerzyłam się.
-Kurwa, no to mnie zagięłaś. – dał mi buziaka w czoło i przytulił. – lece pod prysznic. Zrób mi śniadanko.
-Chyba śnisz Bartman – pokazałam mu środkowego palca i uciekłam na dół. Weszłam do kuchni, gdzie urzędował Michał i Mela.
-Halo, nie miziać mi się tutaj – wystawiłam język i zabrałam się za jedzenie kanapek przygotowanych przez mojego brata. Po chwili dołączył do nas Zbyszek. Po szybkim śniadaniu zebraliśmy się na trening. Jak zwykle musiałam pokłócić się ze Zbyszkiem o mój strój, co było już dla nas normalką. Michał z Melą już nawet nie reagowali. Zła jak osa wyszłam z domu i wsiadłam do swojego samochodu i nie czekając na chłopaków odjechałam w kierunku hali. A co, nie będą mnie denerwować, w ciąży w końcu jestem. W trakcie treningu nie schodziłam na halę bo miałam dużo papierkowej roboty. O dziwo, nic dzisiaj nikomu nie dolegało, bo mój spokój nie został naruszony przez żadnego z zawodników. Zadowolona przygotowałam rozpiskę przed ostatnim w tym roku meczem i mogłam się zbierać do domu. Chłopcy grają za dwa dni a później mamy wolne aż do 28 grudnia. W planach mam skoczyć na zakupy. Zarówno spożywcze, jak i te z prezentami. W końcu święta zbliżają się nieubłagalnie. Wychodząc z hali natknęłam się na mojego głupiego chłopaka. Stał z ogromnym bukietem moich ulubionych, czerwonych róż. Podeszłam do niego i popatrzyłam jak na głupka.
-Co Michałek Cię nie wziął do domku? – uśmiechnęłam się.
-Tak, i liczę na podwózkę przez moją wspaniałą kobietę. – dał mi buziaka i wręczył kwiaty.
-Yhh, jesteś debilem Bartman. – włożyłam nos w kwiaty i zachwycałam się ich zapachem. Z może by go tak ukarać? Hmmm? – Nie mamy dziś drugiego treningu prawda? – upewniłam się.
-Nie no, trenerowi coś tam wypadło. A co, masz ochotę na małe co nieco? – zapytał wyszczerzony Zbyszek.
-Jakie małe. Ogromne co nieco. – zaśmiałam się – wskakuj do auta kochanie. – wyszczerzyłam się i położyłam kwiaty oraz torebkę na tylnym siedzeniu. Szybko wyjechałam spod hali i kierowałam się w stronę Katowic.
-Katowice? Po co tam jedziemy? – zapytał zdezorientowany Zbyszek.
-Jak to po co? – pisnęłam uradowana – na zakupki. – Wyszczerzyłam się.
-O ja pierdole – jęknął Bartman – mogłem Ci te kwiatki w domu dać. – wybuchłam śmiechem widząc minę Zbyszka.


Dwie godziny na dziale spożywczym nie były jeszcze takie złe. Dopiero później zaczęłam zakupowe szaleństwo. Zarówno z mojej jak i Zbyszka karty ubyło sporo pieniędzy. Zbyszek jak na wzorowego tatusia przystało, chciał już kupować ubranka dla dziecka, ale ostudziłam jego zapał. Nie wiemy nawet czy to chłopiec, czy dziewczynka. Kupiliśmy prezenty dla naszych najbliższych. Zostało mi kupić prezent dla Zbyszka, ale postanowiłam zostawić to na inny dzień. Szliśmy uśmiechnięci za rękę jedząc pyszne lody. Nagle ktoś wpadł na Zbyszka.
-Kurwa, patrz jak chodzisz – syknął mój chłopak.
-I’m sorry, it was my fault – odpowiedział mu mężczyzna a mi niemalże serce stanęło. Ten głos, ta postura. Zmienił tylko fryzurę. Spojrzałam mu w oczy i od razu wróciły wspomnienia. To był on. Moja największa porażka i najstraszniejsza przeszłość. Thomas…
-Okay, no problem. – odpowiedział mój chłopak. Mężczyzna już zniknął a ja dalej nie mogłam dojść do siebie. – Skarbie coś się stało?
-Nie, ale chodźmy już do domu, źle się czuję – skłamałam i dałam mu kluczyki od swojego samochodu. Po jakimś czasie byliśmy już w domu. Zbyszek kazał mi się iść od razu położyć. Weszłam do domu i z trudem ściągnęłam kurtkę i buty. Weszłam po schodach na górę, gdzie spotkałam Melkę.

-On tu jest, widziałam go – wtuliłam się w przyjaciółkę i zaczęłam płakać.



~*~

przepraszam, że tak długo, obiecuję poprawę :( 

niedziela, 20 listopada 2016

XVI

Troszkę mnie nie było, a że nie chce mi się uczyć ( oj zła ze mnie studentka ) napisałam dla Was kolejny rozdział :)
czytajcie, komentujcie, czy w ogóle ciągnąć to dalej, HALO jest tu jeszcze ktoś?



~*~

-O ja pierdole – krzyknął głośno trzymając w ręce wydruk usg.
-No wiedziałam, że tak będzie – jęknęłam ze łzami w oczach i skuliłam się na łóżku. – jak nie chcesz tego dziecka, to ja sobie sama z nim poradzę, nie ma sprawy. – zaczęłam się podnosić z łóżka, lecz złapał mnie mocno za rękę i wciągnął na siebie spowrotem.
-Blondynki to są jednak głupie – przytulił mnie mocno i pocałował. – dałaś mi najwspanialszy prezent, jaki mogłem sobie tylko wyobrazić, kocham Cię Lila. – podniósł moją bluzkę i ucałował jeszcze całkowicie płaski brzuszek – i Ciebie synek też kocham.
-Te Bartman, to będzie córeczka – walnęłam go w biceps a on się tylko zaśmiał.
-Ja zaczynam od syna, córeczka za 3 lata – wyszczerzył się i pocałował mnie.
-Jesteś głupi – wtuliłam się w niego. – wiesz jak się bałam?
-Mnie? – zaśmiał się cicho caly czas wpatrując się w zdjęcie usg.
-Bardziej Twojej reakcji, już miałam całą mowę przygotowaną w razie, gdybyś nie chciał nas już – uśmiechnęłam się do niego.
-Głuptas z Ciebie myszko, nigdy bym Was nie zostawił – pocałował mnie – idę się pochwalić Miśkowi i Melce – wyszczerzył się i podniósł się z łóżka a ja w tym czasie wskoczyłam mu na plecy.
-Melka wszystko wie, to ona mi kazała test zrobić, bo nie mogłam uwierzyć, że mogę być w ciąży – zaśmiałam się. Wyszliśmy z sypialni i zeszliśmy na dół, do salonu, gdzie mój braciszek i przyjaciółka siedzieli na kanapie.
-Misiek, patrz co mam! – wyszczerzył się Zbyszek i podał Michałowi zdjęcie usg.
-Kurwa, masz taką dobrą lustrzankę, a takie zjebane zdjęcia robisz – załamał się Misiek i oddał mojemu chłopakowi zdjęcie. Parsknęłam śmiechem tak, że omal nie spadłam z zbyszkowych pleców.
-Boże, z kim ja jestem – strzeliła sobie face palma Mela.
-Debilu, wujkiem zostaniesz – walnął go w głowę Zbyszek.
-Czyim? – zapytał zdezorientowany Misiek.
-Boże, co za człowiek – zirytowany Bartman postawił mnie na podłodze, podwinął koszulkę i wskazał na mój brzuch – mojego syna! – dodał wyszczerzony Bartman.
-Już Ci mówiłam, że to będzie dziewczynka – mruknęłam zirytowana.
-O kurwa – jedyne co w stanie był powiedzieć Michał a później już tonęłam w jego objęciach natomiast Bartman był poklepywany przez przyjaciela po plecach. – trzeba to kurwa oblać! – wyszczerzył się zadowolony i polecieli ze Zbyszkiem po butelkę wódki.
-Widzisz, mówiłam Ci, że się ucieszy – zaśmiała się przyjaciółka. Usiadłam obok niej na kanapie i przytuliłam ją.
-Zawsze masz rację – zaśmiałam się – więc powiedz, że będę miała córeczkę, to się mi spełni – wystawiłam język.
-Nie, bo się boję Zbyszka – zaśmiała się a ja zaraz za nią. Chłopcy nie szczędzili sobie alkoholu, więc już widzę ich na jutrzejszym porannym treningu. Rozgoniłam ich koło 23 do łóżek. Zbyszek nie chciał iśc beze mnie, ale dopiero, gdy obiecałam, że go jutro wymasuję udał się do łóżka. Ja na szybko ogarnęłam kuchnię a później poszłam się wykąpać. I uśmiechem przyglądałam się sobie w lustrze. Niedługo będę dwa razy większa i pewnie sama się nie poznam. Po szybkim prysznicu ubrałam dużą Zbyszkową koszulkę i poszłam do niego do łóżka. Kiedy poczuł, że wślizguję się obok niego, mocno mnie przytulił do siebie układając swoją wielką dłoń na moim brzuchu. Zadowolona szybko zasnęłam.

Budzik zadzwonił punktualnie o 8. Trening na 10. Zeszłam do kuchni i zrobiłam porządne śniadanie. Po chwili za mną zszedł Zbyszek i Kubiak. Mela jako, że miała dziś wolne, dalej spała. Po zjedzeniu śniadania poszłam do siebie i ubrałam się a na wierz zarzuciłam skórzaną ramoneskę i kamizelkę. 
Jak na grudzień słońce wyjątkowo pięknie świeciło. Zapowiada się cudowny dzień. Gotowa zeszłam na dół, gdzie czekali już na mnie chłopcy. Ledwo postawiłam nogę na ostatnim schodku wkurzony Zbyszek szedł już w moją stronę.
-Jak Ty się ubrałaś?! Jest grudzień, jesteś w ciąży, ściągaj te szpilki z nóg! Gdzie masz zimową kurtkę? – zaczął zdejmować ze mnie ramoneskę.
-Uspokój się debilu, jest ciepło, puść mnie – zaczęłam się mu wyrywać.
-Nie denerwuj mnie nawet – ściągnął mu kurtkę, posadził na małej szafce w korytarzu, zrzucił mi szpilki z nóg i założył ciepłe kozaki. Po chwili opatulił moją szyję grubym szalem i założył puchowy płaszczyk.
-Boże, jesteś debilem. Jak masz być taki codziennie to chyba się stąd wyprowadzę – jęknęłam i wyszłam z domu.
-Po moim trupie, mała – zaśmiał się.
-Żebyś się nie zdziwił – rzuciłam i popatrzyłam na niego „spod byka”. Posłal mi jedynie buziaczka a ja wkurzona zajęłam miejsce kierowcy, bo ci debile za dużo wczoraj wypili. Zadowolony Misiek szedł za nami i wszystko nagrywał.
-Ale będzie co pokazywać dzieciom – zaśmiał się niemal ocierając zły. Całą drogę byłam naburmuszona i zła na nich, a oni tylko się ze mnie śmiali, ze to moje humorki ciążowe. Pff, cwaniaki. Po dojechaniu na halę pierwsza wysiadłam z samochodu i pomachałam idącemu z oddali Wojtaszkowi i Masnemu.
-Lilka, co Ty taka opatulona jak bałwanek? – zaczęli się śmiać.
-Bo mam debila zamiast chłopaka – wyszczerzyłam się do nich i przybiłam z nimi piątkę. Weszłam na halę i skierowałam się do swojego gabinetu. Jak zwykle założyłam legginsy i koszulkę treningową JW. Włosy związałam w wysokiego koczka i z kubkiem herbaty i dokumentami zeszłam na halę obserwować trening chłopaków. Po chwili wchodzą pierwsi zawodnicy a na samym końcu ciągną się skacowani Zbyszek i Michał. Ugh trener ich zabije. Już widzę, jak dostają kazanie od szkoleniowca. Widzę, jak męczy ich kac morderca i wybucham śmiechem.
-Bo widzi trener, tak właściwie to ten alkohol był przez nią – Zbyszek wskazuje na mnie palcem.
-Ale jak to? – dziwi się mężczyzna.
-Lilka możemy powiedzieć? – z kolei teraz słyszę Miśka.
Zaczynam się śmiać a oczy całej drużyny są zwrócone na mnie.
-Możesz, możesz – posyłam mu buziaka.
-No bo wiecie chłopaki, Zbyszek w końcu stworzył coś co ma ręce i nogi! – zaczął się śmiać Misiek a ja parsknęłam śmiechem. Chłopaki od razu zrozumieli o co chodzi i już po chwili leżeli całą sterta wielkich ciał na moim ukochanym.
-Nie uduście mi ojca mojego dziecka! – zaśmiałam się i przyjęłam gratulacje od trenera i sztabu. Chłopaki dopiero po chwili przenieśli swoje czułości na mnie i to ja byłam miażdżona przez ich ciała. Po wielkiej euforii chłopcy w końcu się uspokoili.
-Dobra, idźcie mi stąd, macie dzięki Lilce wolne – zaśmiał się trener a oni znowu podlecieli do mnie i zaczęli podrzucać.
-Stop, stop, niedobrze mi! – jęknęłam i poczułam jak żołądek zaczyna mi wirować. Po chwili mnie postawili. – mdłości mam przez Was debile.

-No to się, cholera, zaczyna – jęknął Bartman czym rozśmieszył całą drużynę. 

sobota, 19 listopada 2016

XV

Przepraszam, wiem, że zawaliłam. Nie wiem, co będzie dalej, ale dzisiaj miałam wenę i trochę napisałam dla Was :)




Jastrząbki wracają z kolejnymi trzema punktami na koncie ze stolicy Polski. Ćwiczenia, które przez cały weekend wykonywałam na Zbyszkowej nodze przynosiły rezultaty, dzięki czemu mój chłopak już po niespełna dwóch tygodniach był w pełni sprawności. A ja dzięki temu dostałam wielką pochwałę od trenera i podwyżkę od prezesa.
Kolejny miesiąc minął nam niesamowicie szybko, a dokładnie za trzy dni będą Mikołajki. Jak na mnie przystało, planuję zrobić prezent dla każdego, lecz jak zwykle mam za mało czasu na wszystko. Trening skończył się kilkanaście minut temu a ja wkurzona czekam jeszcze na kilku zawodników którzy wyjątkowo się dzisiaj ociągają. Jak burza wpadam do szatni chłopaków, którzy w najlepsze sobie rozmawiają i śmieją się.
-Cholera jasna, jak za 3 minuty nie będzie następnego debila w moim gabinecie to wychodzę! – krzyknęłam zdenerwowana, że aż wystraszyłam idącego do wyjścia trenera.
-Dobrze Lila, trzeba ich trzymać krótko – pokazał mi uniesiony w górę kciuk i wyszczerzył się. Odpowiedziałam tym samym i pognałam do gabinetu. Zdążyłam się przebrać w swoje ciuchy. Kiedy właśnie założyłam szpilki na nogi i byłam gotowa do wyjścia w drzwiach stanął uśmiechnięty Wojtaszek. Bez słowa ściągnął koszulkę i położył się na łóżku. Zdenerwowana do granic możliwości wykonuję wszystkie ćwiczenia na libero i puszczam go po niespełna dziesięciu minutach. Kolejny pojawia się Łasko, później Rob, a na samym końcu mój kochany braciszek a po nim Zbyszek. Jak zwykle ostatni. Próbuje żartować i przepraszać, ale jakoś nie mam dzisiaj humoru. Od dwóch dni chodzę wściekła i poirytowana, na każdy żart wybucham złością a wczoraj się nawet popłakałam, gdy Misiek powiedział, że przytyłam. Zbyszek żegna się ze mną buziakiem w policzek, ponieważ przyjechaliśmy dziś osobno. Ja mam w planach ogromne zakupy wraz z Melką. Zbieram swój płaszcz i torbę i kieruję się w stronę swojego samochodu. Włączam ogrzewanie, gdyż wyjątkowo w tym roku zapowiada się sroga zima. Brrr jak ja tego nie lubię. Kieruję się pod szpital, w którym pracuje Melka. Dziewczyna czeka już na mnie i prędko wpada do nagrzanego samochodu.
-Cześć kochana – wita się ze mną buziakiem na co odpowiadam jej tylko uśmiechem i ruszam w stronę galerii. – Co jest?
-Jak zwykle ci idioci mnie zdenerwowali a widzisz jaka wkurzona chodzę od kilku dni. Wszystko mnie denerwuje, zaczynając od Miśka a kończąc na Zbyszku. – przewracam oczami.
-Lilka? A dobrze się czujesz? – pyta mnie po chwili dziewczyna.
-No zajebiście, tylko nogi coś mnie ostatnio bolą, ale to pewnie od szpilek – macham ręką i parkuję pod galerią.
-I tyle? Żadnych zawrotów głowy? Mdłości? – wypytuje mnie podejrzliwie.
-Czy Ty sądzisz, że ja jestem w ciąży?! – niemalże piszczę.
-A może mi powiesz, że to niemożliwe? – pyta zirytowana przewracając oczami i niemalże nie wybuchając śmiechem.
-Zabezpieczamy się do cholery Melka – jęknęłam zażenowana.
-Ja tam bym na Twoim miejscu zrobiła test, lepiej wiedzieć niż nie wiedzieć. – uśmiechnęła się do mnie.
-Za wcześnie na ciążę. Bartman to sam jest dzieckiem a co dopiero jak sam miałby zostać ojcem… - mruczę zdenerwowana podejrzeniami przyjaciółki. Zaczyna do mnie docierać, że to może być prawa. – Kurwa…
-Nie kurwuj mi tu, idź do Maka a ja zaraz przyjdę. Zamów mi coś dobrego – mruga do mnie i idzie w kierunku apteki.
Idę przed siebie nie zwracając na nic uwagi. Zamawiam nam po burgerze, sałatce i shake. W momencie gdy odbieram zamówienia Mela jest już przy stoliku z reklamówką pełną testów.
-Jak wrócimy do domu to to sprawdzimy – uśmiecha się do mnie i całuje w policzek. – Nie bój się, to nie koniec świata.
-Mam nadzieję, że to tylko potwierdzi, że nie jestem w ciązy – wzdycham i zabieramy się za jedzenie.
Po pełnych pięciu godzinach obładowane zakupami jak studenci słoikami kierujemy się do mojego samochodu. Prezenty dla wszystkich mam już kupione. Po godzinie jesteśmy już pod domem. Zmęczona, ale zadowolona wnoszę wszystko do swojego pokoju i chowam w szafie, by nikomu nie wpadło do głowy grzebać w moich zakupach. Chłopcy przygotowali dla naszej czwórki kolację, więc już po chwili siedzimy w salonie i zajadamy się pyszną sałatką. Po zjedzonej kolacji chłopcy wyciągają sobie piwo i włączają mecz. Dla nas stoją już nalane kieliszki z winem. Melka znacząco na mnie patrzy a ja już wiem o co jej chodzi.
-Zibi my idziemy na górę. Oglądajcie sami, musimy popakować prezenty i w ogóle – daję mu buziaka a Mela mojemu kochanemu braciszkowi. Chłopcy zbytnio nie protestują i puszczają nas bez problemu. Wchodzimy do mojego pokoju i zamykam drzwi na klucz. Przezorny zawsze ubezpieczony.
-Mela boję się.
-Przestań, najwyżej zrobisz Zbyszkowi jeszcze jeden prezent. – uśmiecha się i mocno mnie przytula. Wyjmuję z torebki pięć testów ciążowych i idę z nimi do łazienki. Po kolei wykonuję je i odkładam na małą szafeczkę koło zlewu. Wchodzę spowrotem do pokoju i zerkam na zegarek.
-No to mam przed sobą najdłuższe 10 minut w życiu – patrzę na przyjaciółkę i lekko się uśmiecham.
-Będzie dobrze Lil. – całuje mnie w policzek. – no to dawaj te prezenty, popakujemy je. – uśmiecha się szeroko a ja już po chwili zajęta kolorowymi papierami odwracam swoją uwagę od testów. Jednak 10 minut mija bardzo szybko o czym przypomina mi Mela.
-Pójdziesz sprawdzić? – patrzę na nią błagalnym wzrokiem.
-Na pewno nie chcesz zrobić tego sama? – upewnia się na co ja tylko kręcę głową. Po chwili wychodzi z łazienki a ja z jej miny kompletnie nic nie potrafię odczytać. Siada koło mnie na podłodze i przytula.
-Pięc razy tak, kochana, będzie mały Bartman – daje mi buziaka w policzek a mi zaczynają lecieć zły. Zły szczęścia? Rozpaczy? Chyba jednak szczęścia. Dotykam jeszcze płaskiego brzucha i nie wiem co powiedzieć.
-Mela, ja chyba się cieszę – przytulam się mocno do dziewczyny i moczę jej włosy swoimi łzami.
-Widzisz, mówiłam Ci, że tak będzie – całuje mnie we włosy. – dzwoń do ginekologa i umów się na wizytę, żeby mieć pewność zanim powiesz Zibiemu.
-Wiem, dziękuję – uśmiecham się i wyciągam telefon i dzwonię do swojej ginekolog. Wizytę mam już na jutro, z czego bardzo się cieszę. Mela idzie do siebie a ja chowam wszystkie testy jak najgłębiej w szafce i ubieram piżamę. Kładę się do łóżka i zmęczona wrażeniami tego dnia niemal od razu zasypiam.

Budzę się gnieciona przez Zbyszkowe ramię i nie mam jak wyłączyć budzika. Całą siłą spycham go z siebie i wyłączam alarm w telefonie. Patrzę na słodko śpiącego chłopaka i nie mogę powstrzymać uśmiechu. Budzę go i idę przygotować śniadanie. Kiedy ja kończę je jeść on dopiero schodzi do kuchni, na szczęście już ubrany i przygotowany na trening. Ja lecę się ubrać i wziąć wszystko, co będzie mi dziś potrzebne. Schodząc na dół widzę, że Misiek z Melą już wychodzą. Chłopak jak codziennie przed treningiem odwozi ją do pracy.
Ubieram na siebie płaszczyk a na nogi zakładam szpilki.
-Miśku ja jadę swoim bo po treningu muszę jeszcze do galerii skoczyć. – uśmiecham się do niego.
-Może pojadę z Tobą? – daje mi buziaka.
-Nie, nie, nie – mówię szybko – będę Ci prezent kupowała na mikołajki, nie może Cię tam być – uśmiecham się słodko.
-No niech Ci będzie – przytula mnie – zaczęłabyś nosić odpowiednie buty co? Prowadzisz w tych szpilach auto, to niebezpieczne, poza tym zimno jest, nogi Ci zmarzną – jęczy mi nad uchem.
-Dobra tato, nie martw się o mnie – śmieję się – do zobaczenia na hali, nie spóźnij się – daję mu buziaka i wychodzę.
Trening mija mi zadziwiająco szybko. Chłopcy przepraszają za wczorajsze zachowanie wielkim bukietem czerwonych róż. Całe emocje, które we mnie buzowały od kilku dni ulotniły się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Naciągam szybko chłopaków a następnie oddaję w ręce masażystów. Wychodzę wcześniej z hali by zdążyć na umówioną wizytę. Po godzinie wszystko jest już jasne a ja z wielkim uśmiechem na ustach siedzę w samochodzie i wpatruję się w malutki wydruk z usg. Maleństwo zagnieżdżone w moim brzuchu. Cudowne uczucie. Wycieram ostatnie kropelki łez i jadę jak to wcześniej zaplanowałam do galerii. Wchodzę do pierwszego lepszego sklepu z dziecięcymi ubrankami i kupuję maleńkie buciki.
Dokupuję jeszcze kilka kosmetyków i drobiazgów dla siebie oraz tabletki, które przepisała mi ginekolog. Po godzinie jestem w domu. Zaplanowałam, że Zbyszkowi powiem o wszystkim jutro, będzie miał dodatkowy prezent. Kiedy tylko Melka mnie zobaczyła kiwnęłam jej nieznacznie głową na co dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. Zbyszek już leżał u siebie w łózku a ja wyczerpana po całym dniu położyłam się koło niego i zasnęłam jak zabita.

6.12 – Mikołajki – dzień wyznania całej prawdy Zbyszkowi

Trening minął jak co dzień z tym, że był o połowę krótszy. Jak widać trener też człowiek. Chłopcy zadowoleni wybrali się całym zespołem na obiad a ja w tym czasie wróciłam do domu przyszykowałam kolację dla naszej czwórki. Kurczak siedział już w piecu, sałatka gotowa, ciasto kupione, prezenty zapakowane. Koło godziny 17 siedliśmy i razem zdjesliśmy kolację. Po niej wymieniliśmy się drobnymi prezentami. Oczywiście drobne to dla siatkarzy słowo nieznane, bo od Miśka dostałam wymarzone buty UGG, od Melki piękną sukienkę( o zgrozo, w którą się niedługo nie zmieszczę), a od Zbyszka piękny komplet biżuterii z białego złota z Apartu. On sam dostał ode mnie srebrny łańcuszek i nowego iPada(bo ostatniego utopił w wannie – nie pytajcie jak…). Koło godziny 20 rozeszliśmy się do swoich pokoi. Zbyszek poszedł do siebie a ja obiecałam, że za chwilę do niego dojdę. Weszłam do swojej sypialni i wzięłam dwa głębokie oddechy. Wygrzebałam malutkie pudełeczko na dnie którego był wydruk usg a na to położone maleńkie buciki. Wystraszona jak jeszcze nigdy weszłam do jego pokoju. Zadowolony leżał na łóżku i bawił się nowym ipadem. Położyłam się obok niego, lecz nie zwracał na mnie za dużej uwagi. Ughh super się zaczyna.
-Bartman, możesz to odłożyć?
-No już maleńka, już, czekaj. – zbył mnie.
-Zibi, bo ja mam dla Ciebie coś jeszcze – powiedziałam cicho. Dopiero to zmusiło go do odłożenia nowej zabawki.
-Przestań, dostałem już od Ciebie za dużo, nic więcej nie chcę. – powiedział, a ja w myślach się roześmiałam.
-Ale tego nie możesz ode mnie nie wziąć. – usiadłam koło niego po turecku a na jego kalatce piersiowej położyłam maleńkie, białe pudełeczko.
-Mam otworzyć? – spytał na co kiwnęłam jedynie głową. Siedziałam przestraszona i czekałam na jego reakcję. Powoli otworzył pudełeczko i spojrzał na mnie niepewnie.

-O ja pierdole – krzyknął głośno trzymając w ręce wydruk usg.


~*~
czekam na kometarze, dajcie znać, czy jesteście i czy mam pisać dalej, 
buziaki!

niedziela, 26 czerwca 2016

XIV

W ten weekend jastrzębski rozegra kolejne spotkanie w moim rodzinnym mieście – Warszawie – z tamtejszą Politechniką. Cieszę się, bo w końcu odwiedzę swój rodzinny dom, rodziców, przyjaciół. Nie mogę się doczekać tego spotkania. Dzisiaj odbywa się ostatni trening na własnej hali. Moja praca zacznie się dopiero za pół godziny, kiedy trener ogłosi koniec treningu. Przeglądam karty zawodników, kiedy do mojego gabinetu wpada Michał Łasko.
-Lilka, szybko na salę. – krzyknął po przekroczeniu progu.
-Spokojnie Michał. Co się stało? – popatrzyłam na niego.
-Zbyszek źl…
-Co się stało Zbyszkowi? – krzyknęłam nim zdążył cokolwiek powiedzieć.
-Źle stanął po ataku – wytłumaczył mi Michał, gdy byliśmy już w drodze na halę.
Wbiegłam szybko na halę i podbiegłam do leżącego na parkiecie Zbyszka.
-Lilka, boli cholernie, kostka.
-Cii, spokojnie – klęknęłam przy jego nodze i zdjęłam but a następnie skarpetę. Kostka była spuchnięta i lekko sina. Zaczęłam delikatnie badać i naciskać.
-Nie jest źle. Musisz pojechać na prześwietlenie i usg. Będzie dobrze. – pocałowałam go delikatnie i podeszłam do trenera.
-Trzeba go zabrać do szpitala. Podejrzewam skręcenie drugiego stopnia. Dwa tygodnie przerwy i będzie jak nowy. Niech Misiek z nim pojedzie i wrócą do domu, tam się nimi zajmę. A teraz po kolei chłopaki do mojego gabinetu. – powiedziałam do trenera i udałam się do mojego biura. Kiedy na łóżku leżał Russel do gabinetu wszedł Misiek.
-Lilka, masz tu klucze do Zbyszkowego auta – rzucił mi kluczyki – powiedział, że masz mu nie porysować Niani i wrócić cała do domu – wystawił mi język i uciekł.
Po około 2 godzinach byłam już w domu. Zbyszka Audi pozostało nienaruszone a ja po drodze zdążyłam jeszcze zrobić małe zakupy. Kiedy Zbyszek jest zły, wtedy musi jeść czekoladę. Dlatego też zrobiłam cały zapas słodkiego przysmaku Bartmana. Wchodząc do domu nie słyszałam żadnych rozmów. Misiek spał na kanapie w salonie. Zostawiając zakupy w kuchni wzięłam czekoladę dla Zbyszka i udałam się do jego sypialni. Na łóżku spał Zbyszek. Na szafce zauważyłam wyniki badań. Po dogłębnym przeanalizowaniu ich, moja diagnoza się potwierdziła. Nie było źle. Zbyszek zapewne po lekach przeciwbólowych spał jak zabity. Sama czułam się zmęczona, więc ściągnęłam swoje ubranie, założyłam koszulkę Zbyszka i położyłam się koło niego. Bardzo szybko odpłynęłam.

Poczułam delikatne pocałunki na szyi, brodzie i policzkach. Uśmiechnęłam się, lecz ciągle nie otwierałam oczu. Po chwili na moich ustach poczułam coś słodkiego. Czekoladę. Otworzyłam oczy i zobaczyłam wiszącego nade mną Zbyszka. Trzymał kostkę czekolady w swoich ustach i jeździł nią po moich. Uśmiechnęłam się i zabrałam mu czekoladę z ust.
-Ale jesteś słodka – dał mu buziaka.
-wiem – uśmiechnęłam się – a teraz kolego czas na ćwiczenia. Musimy jak najszybciej doprowadzić Twoją nogę do stanu używalności – wystawiłam mu język. Za 10 minut widzę Cię na dole. – mówiąc to wstałam z łózka.
-fajna koszulka – wystawił mi język.
-Wiem, bo już moja. – wyszczerzyłam się i poszłam na dół. Poprosiłam Miśka o to, by pomógł mi wyciągnąć z bagażnika Zbyszkowego auta stół do masażu, który po chwili był już rozłożony w salonie. Pierwszy położyl się na nim Michał, którego musiałam ponaciągać w związku z meczem, który miał odbyć się za 2 dni. Po chwili miejsce mojego brata zajął Zbyszek. Dzielnie znosił całe ćwiczenia, lecz ja dokładnie widziałam grymas na jego twarzy. Po blisko godzinnym zabiegu usztywniłam mu kostkę i wysłałam do sypialni, by odpoczywał. Obiecałam również niedługo do niego dołączyć. Wraz z Melą, która dopiero wróciła z pracy przygotowałyśmy kolację dla nas, jak i naszych chłopaków. Tak, tak. Michaś i Mela to już oficjalnie. Kolejna cudowna, siatkarska para. Prawie tak słodka jak ja i Zbyszek. Zaniosłam Zbyszkowi kanapki a sama poszłam do łazienki. Po szybkim prysznicu wykonałam telefon do trenera. Okazało się, że z mojego wyjazdu do Warszawy nici, bo mam zostać i rehabilitować Zbyszka. Zastąpi mnie ich maser i drugi fizjo. Wchodząc do sypialni Zbyszka zobaczyłam go leżącego na łóżku.
-Szykuje nam się wspólny weekend Miśku. – weszłam na łóżko i przytuliłam się do niego.
-Nie jedziesz do Warszawy z chłopakami? – spojrzał na mnie zdziwiony.
-Zostaję z Tobą, żeby Cię ćwiczyć. – uśmiechnęłam się.
-No to szykuje się nam weekend w łóżku, kochana. – wyszczerzył się Bartman, który po chwili zaczął jeździć swoją ręką po moim udzie.
-Ej Twoja kostka!- krzyknęłam.

-Zaraz będę ją na Tobie ćwiczył – wyszczerzył się i pocałował namiętnie.




~*~

wracam po dość długiej przerwie. 
20 komentarzy = następny rozdział. 
pozdrawiam :* 

poniedziałek, 16 maja 2016

XIII



-A tak jasne, już. No więc – wyciągnął dużą kartkę z koperty, rozłożył ją i zaczął czytać, lecz jego mina nie zdradzała niczego – o ja pierdole….
-Misiek do cholery, powiedz, co tam jest – jęknęłam załamana. Zarówno moja jak i Zbyszka mina nie były zbyt pozytywne. Po chwili Misiek wyciągnął telefon z kieszeni i zrobił nam zdjęcie. Sekundę po tym zaczął się śmiać niemal leżąc na podłodze.
-Żałujcie, że nie mogliście się zobaczyć – śmiał się w najlepsze – ale na szczęście zrobiłem wam zdjęcie Bartmany.
-Misiek, Ty idioto! – skoczył do niego Zbyszek i zaczęli się bić ze śmiechem,
-Czyli nie będę najlepszą ciocią na świecie? – zasmuciłam się na chwilę a po chwili również wybuchnęłam śmiechem.
-Trzeba to oblać! – Misiek krzyknął jakby go olśniło.
-Co będziecie oblewać? – usłyszeliśmy głos Melki z korytarza. Pobiegłam i przywitałam się z przyjaciółką.
-Tego, że ja nie będę ciocią a Zibi tatusiem – zaśmiałam się i wskoczyłam Zibiemu na ręce po czym mocno go pocałowałam.
-Dobra, to my jedziemy do sklepu po alko i jedzenie a wy tu ogarnijcie – Zbyszek wziął mnie za rękę i poszliśmy się przebrać. Ubrałam się ipoprawiłam makijaż i poszłam po Zbyszka. Kiedy spojrzałam na niego zaczęłam się śmiać. Byliśmy ubrani niemal identycznie. 
-No, no masz gust mała – zaśmiał się i mnie pocałował. Zeszliśmy na dół, gdzie na nasz widok Mela i Misiek zaczęli się śmiać.
-Jesteście parą czy rodzeństwem? – zaczął się z nas nabijać Misiek. Wystawiłam mu jedynie środkowego palca.
-wrócimy za jakieś dwie godzinki, może trzy – krzyknął Zibi po czym wyszliśmy. Wsiedliśmy do jego Audi i pojechaliśmy do galerii.
-Misiu, pójdziemy na ubrania? – uśmiechnęłam się słodko – mam ochotę sobie kupić nowego Korsa – dałam mu buziaka.
-Długo Ci to zajmie? – popatrzył na mnie z przymrużonymi oczami.
-Pare minutek – uśmiechnęłam się słodko. – No chodź, odwdzięczę się w domu – pociągnęłam go za rękę w kierunku ulubionego sklepu.
Wybranie tej idealnej zajęło mi kilkanaście minut. 
Zadowolona z siebie zapłaciłam za torebeczkę i uśmiechnięta podeszłam do Zibiego.
-Patrz – pokazałam palcem – tamta będzie moją następną. – uśmiechnęłam się i wyszliśmy ze sklepu. Zbyszek kupił sobie nową torbę na treningi a ja buty do biegania. Chłopak poszedł zanieść nasze zakupy do samochodu a ja weszłam do Tesco. Wrzuciłam do wózka mnóstwo chipsów, wódki, napojów. Byłam już po całych zakupach a Zbyszek dopiero do mnie dołączył.
-Gdzieś Ty tyle był ? – jęknęłam ledwo pchając wózek z zakupami. Chłopak od razu go przejął i ruszyliśmy do kasy.
-Spotkałem znajomego i się zagadaliśmy. – uśmiechnął się. Po zapłaceniu sporej kwoty za ogromne zakupy na dzisiejszy wieczór zapakowaliśmy je w wózek i zjechaliśmy na parking. Zbyszek wszystko przepakował i wróciliśmy do centrum.
-idziemy coś jeszcze kupować? – spojrzałam na Zbyszka a on przytaknął. – A co?
-Mój tato ma w niedzielę urodziny, musimy kupić mu prezent, bo zaprosili nas na obiad – uśmiechnął się i pociągnął mnie do Empiku. Wybrał jakąś książkę, którą ponoć jego ojciec już od dawna chciał kupić. Dokupiliśmy jeszcze jakiąś dobrą whisky i ruszyliśmy spowrotem do samochodu. Usiadłam na siedzeniu pasażera, ale Zbyszek nadal nie ruszył z parkingu.
-No na co jeszcze czekamy? – jęknęłam – głodna jestem.
-Mam coś dla Ciebie – uśmiechnął się tak, jak jedynie on potrafił.
-Przestań, za dużo mi kupujesz prezentów – przewróciłam oczami a po chwili na moich kolanach znalazła się ogromna papierowa torba z logo MK.
-Zbyszek, jesteś niepoważny. Idź to zwróć – podałam mu torbę.
-Nie wygłupiaj się Misia, to ta, co Ci się tak bardzo podobała – uśmiechnął się i dał mi buziaka.
-To sama idę ją oddać. – wysiadłam z samochodu i wkurzona poszłam do sklepu. Oczywiście skończyło się to niepowodzeniem bo szanowny Pan Bartman nie dał mi paragonu, a bez tego ani rusz. Zdenerwowana wróciłam do samochodu i nie odzywając się ani słowem ruszyliśmy w stronę domu. W połowie drogi Zbyszek zatrzymał się na poboczu i siadł bokiem do mnie.
-Mała, nie gniewaj się, wiesz, że dla Ciebie mógłbym cały ten sklep wykupić.
-Yhym – mruknęłam.
-Chciałem Ci jakoś wynagrodzić ten czas niepewności, kiedy czekaliśmy na wyniki badania. – pogłaskał mnie po policzku.
-Mogłeś zrobić to w mniej kosztowny sposób. – delikatnie się uśmiechnęłam.
-Ale nie chciałem. – dał mi buziaka.
-Dziękuję – przedłużyłam pocałunek – jesteś kochany, ale nie możesz mnie tak rozpieszczać.
-Ale będę – pocałował mnie – jesteś najważniejsza. – uśmiechnął się a ja rozpływałam się pod jego spojrzeniem.
-A Ty wspaniały – pocałowałam go – jedźmy do domu a w nocy Ci się odwdzięczę – uśmiechnęłam się zadziornie. Nie trzeba było mu dwa razy powtarzać. Po chwili jechaliśmy już w stronę domu.
-mam nadzieję, że się bez nas nie nudzili i ogarnęli jakoś dom. – zaśmiałam się. Weszliśmy z zakupami.
-Zamów pizzę a ja pójdę ich poszukać – uśmiechnęłam się i poszłam do góry. Bez pukania weszłam do pokoju Miśka a to co tam zastałam wprawiło mnie w osłupienie.
-o kurwa – powiedziałam pod nosem i poszłam do Zbyszka. – chodź, musisz coś zobaczyć – zaśmiałam się cicho. Wróciliśmy na górę i uchyliliśmy drzwi.
-No ładnie się bez nas bawili – zaśmiał się cicho. Po chwili zrobił im zdjęcie. Poszłam w jego ślady.
-Będę miała go czym szantażować – zaśmiałam się cicho. – weź ich jakoś obudź. – powiedziałam do Zbyszka z uśmiechem na co on jedynie się wyszczerzył.
-Kubiak, palancie, trening! Jesteś spóźniony! – krzyknął na cały dom.
-O kurwa zapomniałem! – obudzony Misiek zerwał się z łóżka i stanął przed nami nagi, jak go Pan Bóg stworzył. Wraz z Bartmanem nie mogliśmy się powstrzymać od śmiechu. Po chwili również i Melka podniosła się z łóżka nie wiedząc co się dzieje i zapiszczała.
-Widzisz, mówiłam Ci idioto, że oni zaraz wrócą. – krzyknęła na Miśka, który zasłaniał się kocem. – koniec z seksem Ty niewyżyty dziku! – wykrzyknęła a my zwijaliśmy się ze śmiechu.
-To może my już pójdziemy, widzimy się zaraz na dole – puściłam im buziaczka i razem z uśmiechniętym Zbyszkiem wyszłam z pokoju.
-Co jak co, ale mój brat nie wygląda najgorzej nie? – zaśmiałam się.
-No Twoja przyjaciółka też ma warunki – wyszczerzył się Bartman za co dostał ode mnie w brzuch.

-Koniec z seksem Ty niewyżyty batmanie! – krzyknęłam i uciekłam na dół ze śmiechem. 


~*~

dziękuję za tyle wspaniałych komentarzy!
wracam na stałe. posty będą regularnie dodawane, 
myślę, że raz w tygodniu lub częściej jeśli licznik wyświetleń i komentarzy będzie rósł :)
buziaki!

wtorek, 10 maja 2016

XII

-W czym kurwa jesteś? – wrzeszczę i spadam z pleców Zbyszka a mój tyłek dość mocno wbija się w brązowe panele.
-W czym jesteś? – powtórzył Bartman.
-No w ciąży kochanie, będziemy mieli dzidziusia – uśmiechnęła się szyderczo.
-Chyba Cię pojebało – zaczął się śmiać.
-Ostatni raz uprawialiśmy seks dokładnie 4 miesiące temu, jeszcze przed przyjazdem Twojej nowej panienki – spojrzała na mnie – a ja jestem w czwartym miesiącu ciaży.
-Ja pierdole – syknęłam i pobiegłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i od razu wzięłam papierosy z szafki. Od razu wyszłam na balkon i zapaliłam jednego, lecz, gdy nie przyniósł on ulgi sięgnęłam po dwa kolejne. Kilka minut później położyłam się do łóżka i zasnęłam.


*z perspektywy Zbyszka(chyba pierwszy raz:O)

-Po co tutaj przyszłaś? Kasy chcesz ? – popatrzyłem na nią jak na idiotkę.
-No wiesz, utrzymanie dziecka kosztuje kochanie – uśmiechnęła się tak, że miałem ochotę jej coś zrobić.
-Zaraz Ci przeleje 5 tysięcy i masz się tu więcej nie pojawiać – syknąłem na nią.
-Myślę, że na ten miesiąc mi wystarczy – puściła buziaka i wyszła.
-Ja pierdole – krzyknąłem. – Misiek czy Ty w to wierzysz?
-Jeszcze nie, nie pasujesz mi na ojca – poklepał mnie po plecach – a ona na matkę.
-Kurwa, jeszcze Lilka.. – jęknąłem i pobiegłem na górę. Chciałem otworzyć drzwi, lecz były zamknięte.
-Daj jej trochę czasu. Nie codziennie dowiaduje się, że jej facet ma dziecko z inną – zawołał Misiek z dołu. Po chwili siedzieliśmy już w salonie z puszkami piwa i rozmawialiśmy o tym, co się dziś wydarzyło.
-Ty, a może to nie Twoje dziecko, przecież widać po niej, że jest puszczalska – nagle powiedział Michał.
-No, zrobię testy jak się urodzi. – jęknąłem.
-A nie można teraz? – spytał Misiek patrząc na mnie z nadzieją.
-Ty no czekaj – wyciągnąłem telefon – zadzwonię do Agi Jaroszowej, ona jest ginekologiem.- wystukałem szybko numer na ekranie i wykonałem telefon. Podniósł mnie on niespodziewanie na duchu.
-Kurwa, Misiek, można. – przytuliłem przyjaciela – czyli jest szansa! Zaraz dzwonie do Pauliny.
-Tylko jej nie powiedz o co chodzi. Umow się ze po nią przyjedziesz i gdzieś pojedziecie.
-Dzięki, stary! – poszedłem do swojego pokoju i zadzwoniłem do swojej byłej. Umówiliśmy się na jutro a ja od razu zadzwoniłem do Agi, by potwierdzić, że będziemy. Niezwykle uradowany wyszedłem z pokoju i zapukałem do drzwi Lilki.

*

usłyszałam delikatne pukanie do drzwi, więc niechętnie wstałam z łóżka i otworzyłam drzwi. Już po chwili widziałam tam Zbyszka, który od razu wszedł i zamknął je za sobą. Momentalnie znalazł się przy mnie i objął mnie swoimi ogromnymi ramionami.
-Zbyszek, boję się. – spojrzałam mu w oczy – co będzie, jeśli okaże się, że to Twoje dziecko? Wrócisz do niej? – szepnęłam a łzy mimowolnie wypłynęły z moich oczu.
-Maleńka, niegdy Cię nie zostawię, nie będę z nią – przytulił mnie jeszcze mocniej.
-I co teraz?
-Jutro, jadę z nią do Agi Jarosz, ona jest ginekologiem. – otarł łzy z moich policzków – dzwoniłem do niej i jutro zrobimy test na ojcostwo. Muszę Paulinę do niej zawieźć.
-Naprawdę? – popatrzyłam na niego i mocno się przytuliłam.
-Naprawdę, skarbie – pocałował mnie w czoło. – za tydzień będzie wszystko jasne. A teraz proszę się uśmiechnąć – puścił mi oczko i sam się uśmiechnął.
-Zostaniesz dziś ze mną na noc? – spojrzałam na niego.
-Jasne, że tak. Leć pod prysznic a ja zrobię kolację i jestem spowrotem. – uśmiechnął się i wyszedł z pokoju. Po chwili byłam już pod prysznicem. Pozwoliło mi się to lekko odprężyć i wyluzować. Ubrałam bokserki i za dużą koszulkę i udałam się do sypialni. Weszłam pod kołdrę a po chwili w pokoju pojawił się Zbyszek. Zjedliśmy kolację i ułożyliśmy się wygodnie w łóżku.
-Zibi, a czy Ty chcesz mieć kiedyś dzieci? – spytałam z lekkim uśmiechem.
-A co to za pytanie ? – zaśmiał się i pogłaskał mnie po policzku.
-No normalne. – uśmiechnęłam się – powiedz.
-Wiadomo, że w przyszłości chcę mieć syna, który będzie siatkarzem. I córeczkę, której będę kupował lalki i odganiał od niej chłopaków – uśmiechnął się. – a co? Chcesz mi powiedzieć, że tu ktoś jest? – zaśmiał się i przyłożył rękę do mojego płaskiego brzucha.
-Czy Ty aby nie sugerujesz, że ja jestem gruba? – popatrzyłam na niego z udawaną złością.
-Nawet gdybyś była, to bym Cię kochał najmocniej na świecie – wystawił mi język.
-Ochh Bartman Ty romantyku. – zaśmiałam się – idę spać, jestem padnięta. – ułożyłam się przy jego boku i wtuliłam twarz w jego nagi tors. Od razu poczułam jego rękę obejmującą mnie.
-Dobranoc mała – pocałował mnie w czoło a ja już po chwili zmęczona wydarzeniami tego dnia odpłynęłam.

Kiedy się obudziłam, już go nie było. Na jego miejscu leżała tylko mała karteczka, na której wyjaśniał, że pojechał po Paulinę i są w drodze do Kędzierzyna, gdzie swój gabinet ma Aga. Godzinę później wraz z bratem zebrałam się na trening. Porozciągałam chłopaków a w wolnym czasie napisałam wszystko, co się wczoraj wydarzyło Meli, która aktualnie przebywała u rodziców, gdyż jej mama jest chora. Dziewczyna nie mogła w to wszystko uwierzyć, ale pisała też, że trzyma kciuki aby wszystko było po naszej myśli.

Kiedy wróciliśmy do domu Zbyszka jeszcze nie było. Zrobiłam pożywny obiad dla chłopaków oraz sałatkę dla siebie. Kilka minut po 15 usłyszałam jak podjechał Zbyszka samochód. Od razu zbiegłam na dół by zapytać co i jak.
-Mała, za tydzień o tej porze wszystko będzie jasne. – uśmiechnął się delikatnie i pocałował mnie w policzek. Uśmiechnęłam się i poszłam do kuchni nałożyć mu jedzenia. Opowiedział, że Paula jak tylko dowiedziała się, gdzie jadą to chciała wyskoczyć z auta. Może to dobry znak? Znak, że wcale nie jest ze Zbyszkiem w ciązy.

Ten tydzień niesamowicie się wlókł. Dni ciągnęły się, godziny wydawałoby się, że miały więcej niż sześćdziesiąt minut. Nadszedł w końcu dzień, kiedy kurier przyniósł wyniki badania DNA. Wraz ze Zbyszkiem siedzieliśmy na kanapie w salonie i nie mogliśmy się przemóc by otworzyć leżącą przed nami kopertę z wyrokiem. Wyrokiem dla Zbyszka, który może zostać ojcem. W końcu w domu pojawił się Misiek, którego poprosiliśmy o przeczytanie papierów. Zadowolony ze swojej ważnej roli wziął kopertę do ręki i z największym namaszczeniem zaczął ją otwierać. To czekanie było dla nas jak wieczność. Już nie mogłam dłużej wytrzymać.
-Dobra otwieram – powiedział mój brat.
-Błagam, żebyś Zbyniu nie zdał tego testu – jęknęłam i wtuliłam się w jego ramiona.
-Cii Lilcia, musi być dobrze – pocałował mnie w czoło. – Misiek, możesz?

-A tak jasne, już. No więc – wyciągnął dużą kartkę z koperty, rozłożył ją i zaczął czytać, lecz jego mina nie zdradzała niczego – o ja pierdole….

~*~
dzisiejsza zdana matura ustna z języka polskiego natchnęła mnie do tego, by coś dla Was napisać.
20 komentarzy = nowy rozdział :*
Kochani, jeśli wszystko pójdzie dobrze, dzisiaj (późnym) wieczorem możecie się spodziewać nowego rozdziału! :*