wtorek, 30 czerwca 2015

I


Budzę się i spoglądam na telefon. Godzina 12 z minutami a ja nie mam siły na nic. Przerażona uświadamiam sobie, że o 15 mam się stawić w siedzibie Jastrzębskiego Węgla, podpisać umowę z prezesem, poznać wszystkich i co najlepsze, nareszcie pokazać, że mała blondynka też dużo potrafi! Ciągle jeszcze na pół śpiąco schodzę po schodach i kieruję się do kuchni. Zerkając w lustro w przedpokoju krzywię się na swój widok. Otwieram lodówkę i nie wiem czy mam się śmiać czy raczej płakać. Jedyną jadalną rzeczą są owoce i jogurt. Serio? Tak żywią się sportowcy? Rozglądam się po domu w poszukiwaniu chłopaków, lecz żadnego z nich nie znajduję. Wracam do kuchni i robię sobie szybkie śniadanie. Jogurt, płatki i owoce, lekko i zdrowo. A jak. Trzeba trzymać linię. Powinnam znowu wrócić do biegania. Albo zapiszę się na siłownię. A może w pracy, gdy chłopaki będą mieli treningi będę mogła ćwiczyć. Rozmyślając pochłaniam śniadanie. Po chwili idę znów do swojego pokoju. Biorę długi prysznic i ubrana w czarną koronkową bieliznę wchodzę do pokoju. Jako że jeszcze się nie rozpakowałam szukam jakichś sensownych ubrań w walizce. Rozkładam rzeczy na łóżku i próbuję wybrać coś idealnego. Nagle słyszę, że ktoś wszedł do pokoju. Odwracam się i zauważam w drzwiach Zbyszka.
-Bartman, idioto, nie nauczyli cię w domu pukać?! – wrzeszczę na pół domu i rzucam w niego leżącą nieopodal szpilką. A on sobie nic nie robi tylko nadal stoi w drzwiach.
-Fajne widoki, chyba będę częściej cię odwiedzał. – szczerzy się pod nosem i wychodzi a ja żegnam go środkowym palcem. Uhhh Boże ale ja go nienawidzę! Ja mu wczoraj naleśniczki zrobiłam a on nadal jest takim debilem! Siadam przy toaletce i wykonuję delikatny makijaż. Włosy pozostawiam rozpuszczone, lekko je prostuję. Zakładam przygotowane wcześniej ubrania. 
Przeglądam się jeszcze raz w lustrze i idę na dół.
-Cześć Michaś. – Witam się z bratem i całuję go w policzek.
-No, no siostra, ale Ty wyrosłaś. – śmieje się ze mnie i upomina, że za pół godziny musimy wyjechać.
-Po treningu musimy pojechać na zakupy, wasza lodówka to dno. Ledwo znalazłam coś co można zjeść. – skrzywiłam się – Tak w ogóle to gdzie wy byliście ?
-Na śniadaniu w Maku – wyszczerzył się a ja walnęłam sobie w czoło przysłowiowego „face palma”. Załamka normalnie.
-Nie będziesz się tak śmiał jak powiem trenerowi. – teraz to ja się uśmiechnęłam słodziutko i wymijając go poszłam do salonu, gdzie siedział Bartman. Bez skrępowania zabrałam pilota i przełączyłam na TVN Style. On jedynie się na mnie popatrzył a po tym jak zmierzyłam go wzrokiem nawet się nie odezwał. Po chwili wyszedł i pognał schodami na górę. Jakiś czas później i ja poszłam po swoje rzeczy, potrzebne dokumenty schowałam do torby i gotowa zeszłam do zbierających się chłopaków. Wyszłam z domu i zajęłam miejsce z przodu, obok kierowcy w samochodzie Miśka. Po chwili i oni do mnie dołączają.
-Cholera, Ty jesteś mniejsza a tu nawet miejsca na nogi nie mam. Mogłabyś łaskawie się zamienić miejscem? – wkurzony spojrzał na mnie.
-Trzeba było pić mniej mleka Zbysiu – odwróciłam się do niego, słodko uśmiechnęłam i posłałam buziaczka. On oburzony jedynie pięknie przeklnął sobie pod nosem i odwrócił głowę. Misiek wybuchł śmiechem i skupił się na drodze. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu. Z uśmiechem popatrzyłam na ekran i od razu odebrałam.
-Cześć kochanie! Co słychać?
-…
-Ja też tęsknię! Przyjeżdżaj już!
-….
-Naprawdę?! Już się nie mogę doczekać. Daj znać jak zarezerwujesz bilet. Kocham Cię. Buziaki! – odkładam telefon i przyglądam się zaciekawionym minom chłopaków. Pewnie pomyśleli, że mam kogoś. A to moja ukochana przyjaciółka, prawie siostra, Pola. Poznałyśmy się w Ameryce, razem mieszkałyśmy, imprezowałyśmy i chodziłyśmy na zakupy. Skończyła psychologię, dzięki czemu, w gorszych chwilach mojego życia zawsze miałam w niej oparcie. Miała wracać do Polski w najbliższym czasie, a ja już planowałam sprowadzić ją do swojego nowego domu. W końcu przyda mi się pomoc w poskromieniu tych mutantów.
-No co? – mówię, gdy czuję na sobie wzrok chłopaków.
-Masz kogoś? – pyta mój ukochany braciszek.
-Nawet jeśli, to chyba Ci to nie przeszkadza prawda? – Uśmiecham się patrząc na niego. Misiek spowrotem skupia się na prowadzeniu samochodu. Dojeżdżamy na halę przed którą zauważam zawodników JW(tak, obczaiłam ich na fejsie). Wysiadam z samochodu i ramię w ramię(albo ramię w łokieć – jak kto woli) idę obok Michała w kierunku wejścia do budynku. Za mną idzie Bartman, którego wzrok czuję na swoim tyłku.
-Zibi, nie patrz tak na mój tyłek bo będziesz miał twardo między nogami i miękko w kolanach – uśmiecham się pod nosem i słyszę śmiech Michała oraz dwóch innych chłopaków stojących w pobliżu. Brat otwiera przede mną drzwi i prowadzi pod gabinet prezesa. Tam się rozstajemy a ja po wzięciu głębokiego oddechu pukam i po usłyszeniu „proszę” wchodzę pewnie do gabinetu. Rozmowa przebiega po mojej myśli, wszystko jest już obgadane, składam swój podpis w kilku miejscach i z uśmiechem w twarzy w towarzystwie Gródeckiego zwiedzam cały obiekt. Na koniec zostawiamy sobie hale, miejsce, w którym chłopaki właśnie wylewają z siebie siódme poty. Wchodząc na salę słyszę śmiechy, odgłos piłki uderzanej o parkiet oraz krzyki trenera. Kiedy drzwi trzaskają wszyscy odwracają się w naszym kierunku a na twarzach chłopaków widzę zaskoczenie i coś w rodzaju rozbawienia. Pewnie jeszcze nie wiedzą, co ich ze mną czeka. Uśmiecham się sama do siebie i idę w kierunku trenera wraz z prezesem. Po krótkiej rozmowie, której oczywiście wszyscy starają się przysłuchiwać, z zadowoleniem ściskam dłoń trenera.
-Chłopaki, to jest pani Lilianna Kubiak, siostra waszego kolegi Michała.
-O jakaś nowa sekretarka? – słyszę śmiechy połowy drużyny. Sama uśmiecham się pod nosem i widzę ten gest również u Michała i Zbyszka.
-Cześć, jestem Lila i będę waszą nową fizjoterapeutką – uśmiecham się szeroko i macham do nich. – mam nadzieję, że się polubimy. – przestępuję z nogi na nogę patrząc na nich i ich śmieszne wyrazy twarzy.
-Macie być mili dla pani Lilianny, bo jej ręce mogą zadać wam dużo bólu. – prezes z uśmiechem kładzie rękę na moim ramieniu – a gdyby ci podpadli, śmiało od razu przychodź do mnie.
-Mam nadzieję, że nie będzie takiej potrzeby, prawda? – zwracam się do chłopaków a oni tylko kiwają głowami. Po chwili prezes nas opuszcza a cała drużyna zaczyna się ze mną witać. Znam już mniej więcej ich nazwiska i numerki na koszulkach. Z trenerem ustaliłam, że jestem na każdym ich treningu, dodatkowo po meczach pomagać mi będzie ich maser. Trener wypuszcza chłopaków wcześniej a ja w tym czasie zapoznaję się z obiektem i przed drzwiami szatni czekam na brata i Zbyszka. Od razu jedziemy do galerii na spore zakupy. Kupujemy wszystko, co potrzebne, by zapełnić lodówkę, dużo napojów i oczywiście alkohol. Chłopcy stwierdzili, że trzeba mnie jakoś dobrze powitać, więc musimy się razem napić wódeczki. Michał pojechał zapakować wszystko do samochodu a ja w tym czasie wraz ze Zbyszkiem udałam się by kupić coś nowego do ubrania. Zauważyłam, że wszystko co kupiłam w Stanach rok temu, w Polsce dopiero pojawia się w sklepach. Wyprzedzam modę normalnie! Tak więc, kiedy wrócił Michał zostawiłam ich samych i udałam się do Triumphu po nową bieliznę. Po długich poszukiwaniach udaję się do przymierzalni. Kiedy przyglądam się w lustrze nowemu biustonoszowi, wpada Bartman.
-Ej Misiek tu jest! – krzyczy i dalej na mnie patrzy. – ja to znowu mam wyczucie. – śmieje się i chowa za wiszącym materiałem gdy chcę go uderzyć. Po chwili wpada również mój braciszek.
-O młoda, nie jest źle. Możesz brać. – śmieje się i przybija „pionę” z Zibim. Patrzę na nim zirytowana i zdając się na ich gust, wysyłam ich na sklep w poszukiwaniu czegoś idealnego dla mnie.
-Znalazłem coś idealnego! – wpada roześmiany Michał i pokazuje mi majtki wyszczuplające a ja niemal nie płaczę ze śmiechu. Wyrzucam go z przymierzalni a zaraz pojawia się Bartman.
-Ten będzie idealnie na Tobie leżał – podaje mi wieszak i wychodzi a ja z uśmiechem przyglądam się seksownemu koronkowemu zestawowi w kolorze krwistej czerwieni i już wiem, że zawita w mojej kolekcji. Po chwili kieruję się do kasy i widzę chłopaków na ławeczce przed sklepem pijących shake z Maka. Płacę dość sporą sumkę za swoje zakupy i dołączam do nich. Zabieram napój Zbyszkowi i zadowolona idę w kierunku samochodu. Panowie podążają za mną i już po kilkunastu minutach znajdujemy się w domu. Rozpakowujemy zakupy i przygotowujemy produkty na grila. Dobrze, że dziś sobota i chłopcy jutro mają wolne. Jest koniec sierpnia, więc pogoda nie jest najgorsza i możemy dłużej posiedzieć w ogrodzie. Udaję się do swojego pokoju i zaczynam rozpakowywać swoje walizki. Jest tego bardzo dużo i już sama nie wiem, w co włożyć ręce. Stwierdzam, że muszę kupić jakąś szafkę na buty. Po rozpakowaniu się, ubieram się i idę do ogrodu gdzie chłopcy próbują rozpalić ogień. Wieczór spędzamy w miłej atmosferze, oczywiście wszyscy przesadzamy z alkoholem. Michaś opuszcza nas chwilkę po północy, a Zbyszek przynosi jeszcze jedną butelkę Finlandii. Sama nie wiem, dlaczego nie potrafię sobie odmówić. Przy okazji wylewam wszystkie swoje żale w jego kierunku.
-Ty to zawsze się ze mnie śmiałeś. Bo byłam brzydka. I gruba. – patrzę mu prosto w oczy. – a ja Ciebie tak lubiłam. Ty byłeś zawsze przystojny. I dlatego mnie nie lubiłeś. Bo ja nie byłam ładna. - gadam co mi ślina na język przyniesie a on patrzy na mnie jak zaczarowany.

-Wiesz, że to nie było tak. Też cię zawsze lubiłem tylko nie chciałem się przyznać. Bo wszyscy by się ze mnie śmiali. – delikatnie zaczesuje mi włosy za ucho a ja nie mogę oderwać wzroku od jego ust. Tak bardzo chciałabym ich posmakować. – chodź zaprowadzę cię do łóżka – wstaje lekko się chwiejąc i podaje mi rękę. Jak mała dziewczynka buntuję się i za nic w świecie nie chcę się ruszyć z miejsca. Zbyszek ma mnie chyba już dość, więc bierze mnie na ręce i próbuje ze mną powoli iść. Kiedy zaczynam piszczeć on bez słowa zamyka mi usta pocałunkiem. Sadza mnie na ogrodowym stole i stojąc między moimi nogami nie przestaje mnie całować. Kiedy jego ręce wędrują pod moją bluzkę zaczynam się zastanawiać co my w ogóle robimy. 




~*~

Witam ponownie, 
zostawiam dla Was kolejny epizod mojego opowiadania. Widząc rosnącą liczbę wyświetleń jeszcze lepiej mi się dla Was pisze, :) 
Jak myślicie, czy Lilka pozwoli na coś więcej Zbyszkowi? 
komentuj, oceniaj, motywuj ! 

niedziela, 28 czerwca 2015

Prolog

Wracam do Polski, do rodziny, przyjaciół. Wracam po 5 latach pobytu w Stanach. Skończyłam studia na najlepszym uniwersytecie. Jestem świeżo upieczoną panią doktor fizjoterapii. Wyjeżdżając w wieku 18 lat byłam zwykłą, szarą myszką. Te kilka lat odmieniło moje życie całkowicie. Z grzecznej dziewczynki stałam się ostrą kobietą, której charakterek poznał już niejeden. Siedzę w samolocie i zastanawiam się nad swoją przyszłością. Nikt nie wie o tym, że wracam prócz mojego brata. Przez całe 5 lat nie widziałam się z nikim z rodziny. Od dziś moim domem będą niejakie Żory, a pracować będę jako nowa fizjoterapeutka Jastrzębskiego Węgla. Samolot kołuje na lotnisku w Katowicach a ja coraz bardziej podekscytowana wysiadam jako jedna z pierwszych. Teraz tylko czekam na moje bagaże. Wychodzę na halę przylotów i nigdzie nie widzę mojego kochanego braciszka. Wyciągam już z kieszeni nowiutkiego IPhona i mam wybierać jego numer, kiedy słyszę kilka metrów za sobą.
-Ej Misiek, patrz jaka sztuka. Muszę zdobyć jej numer.
Kiedy słyszę kroki właściciela głosu za sobą powoli wraz z wymalowanym na twarzy krzywym uśmieszkiem odwracam się w jego stronę. Przede mną stoi bożyszcze nastolatek, najwspanialszy atakujący świata, mój wróg numer jeden – Zbigniew Bartman. A jego mina? Nie do opisania!
-Cześć Zbysiu. To jak, chcesz mój numer? – Zaśmiałam się pod nosem patrząc na jego zdezorientowaną minę. Nie wiedział, co ma powiedzieć. Z opresji wybawił mnie mój ukochany braciszek, który właśnie kręci się ze mną na rękach i całuje po policzkach.
-Lilaa jak ja tęskniłem!
-Misiek, wariacie postaw mnie! – śmieję się głośno jednocześnie czochrając go po włosach i całując w policzek. Kiedy już stoję na własnych nogach nadal nie mogę uwierzyć, że jestem znów w Polsce. Po chwili orientuję się, że przygląda nam się Zbyszek.
-A jego po co tu przywiozłeś? Żeby mógł się ze mnie ponabijać jak przed moim wyjazdem? Z moich pryszczy i dodatkowych 10 kilogramów? – pytam brata i z perfidnym uśmiechem na twarzy patrzę na przerażoną minę Bartmana. – Możemy już jechać? Ta podróż mnie cholernie zmęczyła. Padam z nóg.
-Jasne. Zibi pomóż mi z walizkami Lilki. – Chłopaki biorą moje bagaże a ja powoli wychodzę z hali przylotów i wdycham zanieczyszczone katowickie powietrze, którego tak bardzo mi brakowało. Po chwili jesteśmy już w drodze do Żor – miejsca zamieszkania mojego brata ( i o zgrozo! ) również Bartmana. Kiedy dowiaduję się, że mieszkają w jednym domku żałuję, że nie wybrałam Warszawy i mieszkania z rodzicami. Twarz Bartmana jednocześnie jest przerażająca jak i widzę, że czai się na niej chytry uśmieszek. Nie powiem, zmienił się przez te lata mojej nieobecności w kraju, zmężniał, a jego klata bez koszulki musi dobrze wyglądać… Boże, Lila o czym ty myślisz. Karcę się sama w myślach. Kiedy Michała samochód się zatrzymuje rozglądam się po okolicy i szczerze, jestem zachwycona. Miałam już dość tych kilkudziesięcio piętrowych wieżowców. Kilka minut później stoimy już przed drzwiami, które otwiera przede mną Zbyszek. Wchodzę do środka i od razu widzę dobrze urządzony przedpokój. Jestem zdumiona, że dwóch facetów bez gustu mieszka w tak pięknym domu.
-Chodź młoda, pokażę ci twój pokój. – Michał idzie na górę z moimi walizkami a ja podążam za nim.
-Mówiłam ci żebyś tak do mnie nie mówił staruszku. To że ty jesteś jakimś mutantem nie znaczy, że cała rodzina musi taka być. Ja jestem wysoka na swój sposób. – dodaję oburzona.
-Fakt w tych twoich szpilkach masz cały metr siedemdziesiąt – mimo, że nie widzę jego twarzy to wiem, że maluje się na niej uśmiech od ucha do ucha.
-Metr siedemdziesiąt pięć w szpilkach! – śmieję się sama  z siebie. Po chwili wchodzę do pokoju wskazanego przez Miśka. Znajduje się on pomiędzy pokojem mojego brata i Zbyszka. Rozglądam się i jestem zachwycona. Nie wierzę w to co widzę.
-Jeju bracie jesteś najlepszy! – daję mu buziaka w policzek i rzucam się na ogromne łóżko. Po chwili wchodzi Bartman z resztą moich walizek.
-tak naprawdę siostra to Zibiemu też należą się podziękowania – mówi Misiek a ja nieruchomieję. Że niby mam mu podziękować? Widzę na sobie wyczekujący wzrok Michała.
-Mhm dziękuję Zbyszek. – wyduszam z siebie po czym wstaję żeby ich obu przytulić. Co z tego że nie dosięgam im do szyi? Liczą się chęci, nieprawdaż? Po chwili w trójkę jesteśmy w kuchni a ja przygotowuję pyszne pancake’s z bitą śmietaną i owocami, których nauczyłam się w Ameryce. Chłopcy nie mogą się najeść a ja uśmiecham się patrząc na nich. Już wiem, że będę je często gotowała w tym domu.

-Mistrzostwo, trener nas chyba nie pozna po miesiącu twojej kuchni – śmieje się Zbyszek a ja patrzę na niego coraz milszym okiem. Uśmiecham się i kończę jeść swojego naleśnika. Po chwili przepraszam swoich towarzyszy i opuszczam ich tłumacząc się zmęczeniem. Idę do swojego pokoju i po szybkim prysznicu ubrana w koszulkę nocną, ledwo zakrywającą pośladki, kładę się do łóżka i zmęczona całym dniem odpływam w krainę snów. 




~*~
Witam! 
Publikuję dla Was pierwszą część mojego opowiadania o siatkarzach. Mam nadzieję, że się spodoba:)
czekam na komentarze.
Pozdrawiam :*