sobota, 19 listopada 2016

XV

Przepraszam, wiem, że zawaliłam. Nie wiem, co będzie dalej, ale dzisiaj miałam wenę i trochę napisałam dla Was :)




Jastrząbki wracają z kolejnymi trzema punktami na koncie ze stolicy Polski. Ćwiczenia, które przez cały weekend wykonywałam na Zbyszkowej nodze przynosiły rezultaty, dzięki czemu mój chłopak już po niespełna dwóch tygodniach był w pełni sprawności. A ja dzięki temu dostałam wielką pochwałę od trenera i podwyżkę od prezesa.
Kolejny miesiąc minął nam niesamowicie szybko, a dokładnie za trzy dni będą Mikołajki. Jak na mnie przystało, planuję zrobić prezent dla każdego, lecz jak zwykle mam za mało czasu na wszystko. Trening skończył się kilkanaście minut temu a ja wkurzona czekam jeszcze na kilku zawodników którzy wyjątkowo się dzisiaj ociągają. Jak burza wpadam do szatni chłopaków, którzy w najlepsze sobie rozmawiają i śmieją się.
-Cholera jasna, jak za 3 minuty nie będzie następnego debila w moim gabinecie to wychodzę! – krzyknęłam zdenerwowana, że aż wystraszyłam idącego do wyjścia trenera.
-Dobrze Lila, trzeba ich trzymać krótko – pokazał mi uniesiony w górę kciuk i wyszczerzył się. Odpowiedziałam tym samym i pognałam do gabinetu. Zdążyłam się przebrać w swoje ciuchy. Kiedy właśnie założyłam szpilki na nogi i byłam gotowa do wyjścia w drzwiach stanął uśmiechnięty Wojtaszek. Bez słowa ściągnął koszulkę i położył się na łóżku. Zdenerwowana do granic możliwości wykonuję wszystkie ćwiczenia na libero i puszczam go po niespełna dziesięciu minutach. Kolejny pojawia się Łasko, później Rob, a na samym końcu mój kochany braciszek a po nim Zbyszek. Jak zwykle ostatni. Próbuje żartować i przepraszać, ale jakoś nie mam dzisiaj humoru. Od dwóch dni chodzę wściekła i poirytowana, na każdy żart wybucham złością a wczoraj się nawet popłakałam, gdy Misiek powiedział, że przytyłam. Zbyszek żegna się ze mną buziakiem w policzek, ponieważ przyjechaliśmy dziś osobno. Ja mam w planach ogromne zakupy wraz z Melką. Zbieram swój płaszcz i torbę i kieruję się w stronę swojego samochodu. Włączam ogrzewanie, gdyż wyjątkowo w tym roku zapowiada się sroga zima. Brrr jak ja tego nie lubię. Kieruję się pod szpital, w którym pracuje Melka. Dziewczyna czeka już na mnie i prędko wpada do nagrzanego samochodu.
-Cześć kochana – wita się ze mną buziakiem na co odpowiadam jej tylko uśmiechem i ruszam w stronę galerii. – Co jest?
-Jak zwykle ci idioci mnie zdenerwowali a widzisz jaka wkurzona chodzę od kilku dni. Wszystko mnie denerwuje, zaczynając od Miśka a kończąc na Zbyszku. – przewracam oczami.
-Lilka? A dobrze się czujesz? – pyta mnie po chwili dziewczyna.
-No zajebiście, tylko nogi coś mnie ostatnio bolą, ale to pewnie od szpilek – macham ręką i parkuję pod galerią.
-I tyle? Żadnych zawrotów głowy? Mdłości? – wypytuje mnie podejrzliwie.
-Czy Ty sądzisz, że ja jestem w ciąży?! – niemalże piszczę.
-A może mi powiesz, że to niemożliwe? – pyta zirytowana przewracając oczami i niemalże nie wybuchając śmiechem.
-Zabezpieczamy się do cholery Melka – jęknęłam zażenowana.
-Ja tam bym na Twoim miejscu zrobiła test, lepiej wiedzieć niż nie wiedzieć. – uśmiechnęła się do mnie.
-Za wcześnie na ciążę. Bartman to sam jest dzieckiem a co dopiero jak sam miałby zostać ojcem… - mruczę zdenerwowana podejrzeniami przyjaciółki. Zaczyna do mnie docierać, że to może być prawa. – Kurwa…
-Nie kurwuj mi tu, idź do Maka a ja zaraz przyjdę. Zamów mi coś dobrego – mruga do mnie i idzie w kierunku apteki.
Idę przed siebie nie zwracając na nic uwagi. Zamawiam nam po burgerze, sałatce i shake. W momencie gdy odbieram zamówienia Mela jest już przy stoliku z reklamówką pełną testów.
-Jak wrócimy do domu to to sprawdzimy – uśmiecha się do mnie i całuje w policzek. – Nie bój się, to nie koniec świata.
-Mam nadzieję, że to tylko potwierdzi, że nie jestem w ciązy – wzdycham i zabieramy się za jedzenie.
Po pełnych pięciu godzinach obładowane zakupami jak studenci słoikami kierujemy się do mojego samochodu. Prezenty dla wszystkich mam już kupione. Po godzinie jesteśmy już pod domem. Zmęczona, ale zadowolona wnoszę wszystko do swojego pokoju i chowam w szafie, by nikomu nie wpadło do głowy grzebać w moich zakupach. Chłopcy przygotowali dla naszej czwórki kolację, więc już po chwili siedzimy w salonie i zajadamy się pyszną sałatką. Po zjedzonej kolacji chłopcy wyciągają sobie piwo i włączają mecz. Dla nas stoją już nalane kieliszki z winem. Melka znacząco na mnie patrzy a ja już wiem o co jej chodzi.
-Zibi my idziemy na górę. Oglądajcie sami, musimy popakować prezenty i w ogóle – daję mu buziaka a Mela mojemu kochanemu braciszkowi. Chłopcy zbytnio nie protestują i puszczają nas bez problemu. Wchodzimy do mojego pokoju i zamykam drzwi na klucz. Przezorny zawsze ubezpieczony.
-Mela boję się.
-Przestań, najwyżej zrobisz Zbyszkowi jeszcze jeden prezent. – uśmiecha się i mocno mnie przytula. Wyjmuję z torebki pięć testów ciążowych i idę z nimi do łazienki. Po kolei wykonuję je i odkładam na małą szafeczkę koło zlewu. Wchodzę spowrotem do pokoju i zerkam na zegarek.
-No to mam przed sobą najdłuższe 10 minut w życiu – patrzę na przyjaciółkę i lekko się uśmiecham.
-Będzie dobrze Lil. – całuje mnie w policzek. – no to dawaj te prezenty, popakujemy je. – uśmiecha się szeroko a ja już po chwili zajęta kolorowymi papierami odwracam swoją uwagę od testów. Jednak 10 minut mija bardzo szybko o czym przypomina mi Mela.
-Pójdziesz sprawdzić? – patrzę na nią błagalnym wzrokiem.
-Na pewno nie chcesz zrobić tego sama? – upewnia się na co ja tylko kręcę głową. Po chwili wychodzi z łazienki a ja z jej miny kompletnie nic nie potrafię odczytać. Siada koło mnie na podłodze i przytula.
-Pięc razy tak, kochana, będzie mały Bartman – daje mi buziaka w policzek a mi zaczynają lecieć zły. Zły szczęścia? Rozpaczy? Chyba jednak szczęścia. Dotykam jeszcze płaskiego brzucha i nie wiem co powiedzieć.
-Mela, ja chyba się cieszę – przytulam się mocno do dziewczyny i moczę jej włosy swoimi łzami.
-Widzisz, mówiłam Ci, że tak będzie – całuje mnie we włosy. – dzwoń do ginekologa i umów się na wizytę, żeby mieć pewność zanim powiesz Zibiemu.
-Wiem, dziękuję – uśmiecham się i wyciągam telefon i dzwonię do swojej ginekolog. Wizytę mam już na jutro, z czego bardzo się cieszę. Mela idzie do siebie a ja chowam wszystkie testy jak najgłębiej w szafce i ubieram piżamę. Kładę się do łóżka i zmęczona wrażeniami tego dnia niemal od razu zasypiam.

Budzę się gnieciona przez Zbyszkowe ramię i nie mam jak wyłączyć budzika. Całą siłą spycham go z siebie i wyłączam alarm w telefonie. Patrzę na słodko śpiącego chłopaka i nie mogę powstrzymać uśmiechu. Budzę go i idę przygotować śniadanie. Kiedy ja kończę je jeść on dopiero schodzi do kuchni, na szczęście już ubrany i przygotowany na trening. Ja lecę się ubrać i wziąć wszystko, co będzie mi dziś potrzebne. Schodząc na dół widzę, że Misiek z Melą już wychodzą. Chłopak jak codziennie przed treningiem odwozi ją do pracy.
Ubieram na siebie płaszczyk a na nogi zakładam szpilki.
-Miśku ja jadę swoim bo po treningu muszę jeszcze do galerii skoczyć. – uśmiecham się do niego.
-Może pojadę z Tobą? – daje mi buziaka.
-Nie, nie, nie – mówię szybko – będę Ci prezent kupowała na mikołajki, nie może Cię tam być – uśmiecham się słodko.
-No niech Ci będzie – przytula mnie – zaczęłabyś nosić odpowiednie buty co? Prowadzisz w tych szpilach auto, to niebezpieczne, poza tym zimno jest, nogi Ci zmarzną – jęczy mi nad uchem.
-Dobra tato, nie martw się o mnie – śmieję się – do zobaczenia na hali, nie spóźnij się – daję mu buziaka i wychodzę.
Trening mija mi zadziwiająco szybko. Chłopcy przepraszają za wczorajsze zachowanie wielkim bukietem czerwonych róż. Całe emocje, które we mnie buzowały od kilku dni ulotniły się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Naciągam szybko chłopaków a następnie oddaję w ręce masażystów. Wychodzę wcześniej z hali by zdążyć na umówioną wizytę. Po godzinie wszystko jest już jasne a ja z wielkim uśmiechem na ustach siedzę w samochodzie i wpatruję się w malutki wydruk z usg. Maleństwo zagnieżdżone w moim brzuchu. Cudowne uczucie. Wycieram ostatnie kropelki łez i jadę jak to wcześniej zaplanowałam do galerii. Wchodzę do pierwszego lepszego sklepu z dziecięcymi ubrankami i kupuję maleńkie buciki.
Dokupuję jeszcze kilka kosmetyków i drobiazgów dla siebie oraz tabletki, które przepisała mi ginekolog. Po godzinie jestem w domu. Zaplanowałam, że Zbyszkowi powiem o wszystkim jutro, będzie miał dodatkowy prezent. Kiedy tylko Melka mnie zobaczyła kiwnęłam jej nieznacznie głową na co dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. Zbyszek już leżał u siebie w łózku a ja wyczerpana po całym dniu położyłam się koło niego i zasnęłam jak zabita.

6.12 – Mikołajki – dzień wyznania całej prawdy Zbyszkowi

Trening minął jak co dzień z tym, że był o połowę krótszy. Jak widać trener też człowiek. Chłopcy zadowoleni wybrali się całym zespołem na obiad a ja w tym czasie wróciłam do domu przyszykowałam kolację dla naszej czwórki. Kurczak siedział już w piecu, sałatka gotowa, ciasto kupione, prezenty zapakowane. Koło godziny 17 siedliśmy i razem zdjesliśmy kolację. Po niej wymieniliśmy się drobnymi prezentami. Oczywiście drobne to dla siatkarzy słowo nieznane, bo od Miśka dostałam wymarzone buty UGG, od Melki piękną sukienkę( o zgrozo, w którą się niedługo nie zmieszczę), a od Zbyszka piękny komplet biżuterii z białego złota z Apartu. On sam dostał ode mnie srebrny łańcuszek i nowego iPada(bo ostatniego utopił w wannie – nie pytajcie jak…). Koło godziny 20 rozeszliśmy się do swoich pokoi. Zbyszek poszedł do siebie a ja obiecałam, że za chwilę do niego dojdę. Weszłam do swojej sypialni i wzięłam dwa głębokie oddechy. Wygrzebałam malutkie pudełeczko na dnie którego był wydruk usg a na to położone maleńkie buciki. Wystraszona jak jeszcze nigdy weszłam do jego pokoju. Zadowolony leżał na łóżku i bawił się nowym ipadem. Położyłam się obok niego, lecz nie zwracał na mnie za dużej uwagi. Ughh super się zaczyna.
-Bartman, możesz to odłożyć?
-No już maleńka, już, czekaj. – zbył mnie.
-Zibi, bo ja mam dla Ciebie coś jeszcze – powiedziałam cicho. Dopiero to zmusiło go do odłożenia nowej zabawki.
-Przestań, dostałem już od Ciebie za dużo, nic więcej nie chcę. – powiedział, a ja w myślach się roześmiałam.
-Ale tego nie możesz ode mnie nie wziąć. – usiadłam koło niego po turecku a na jego kalatce piersiowej położyłam maleńkie, białe pudełeczko.
-Mam otworzyć? – spytał na co kiwnęłam jedynie głową. Siedziałam przestraszona i czekałam na jego reakcję. Powoli otworzył pudełeczko i spojrzał na mnie niepewnie.

-O ja pierdole – krzyknął głośno trzymając w ręce wydruk usg.


~*~
czekam na kometarze, dajcie znać, czy jesteście i czy mam pisać dalej, 
buziaki!

1 komentarz:

  1. Dlaczego w takim momencie? Chciałabym wiedzieć czy Zbyszek ucieszy się z powodu przyjścia małego Batmana na świat. Czekam na kolejny z niecierpliwością ☺

    OdpowiedzUsuń