Jastrząbki wracają z kolejnymi trzema punktami na koncie ze
stolicy Polski. Ćwiczenia, które przez cały weekend wykonywałam na Zbyszkowej
nodze przynosiły rezultaty, dzięki czemu mój chłopak już po niespełna dwóch
tygodniach był w pełni sprawności. A ja dzięki temu dostałam wielką pochwałę od
trenera i podwyżkę od prezesa.
Kolejny miesiąc minął nam niesamowicie szybko, a dokładnie
za trzy dni będą Mikołajki. Jak na mnie przystało, planuję zrobić prezent dla
każdego, lecz jak zwykle mam za mało czasu na wszystko. Trening skończył się
kilkanaście minut temu a ja wkurzona czekam jeszcze na kilku zawodników którzy
wyjątkowo się dzisiaj ociągają. Jak burza wpadam do szatni chłopaków, którzy w
najlepsze sobie rozmawiają i śmieją się.
-Cholera jasna, jak za 3 minuty nie będzie następnego debila
w moim gabinecie to wychodzę! – krzyknęłam zdenerwowana, że aż wystraszyłam
idącego do wyjścia trenera.
-Dobrze Lila, trzeba ich trzymać krótko – pokazał mi
uniesiony w górę kciuk i wyszczerzył się. Odpowiedziałam tym samym i pognałam do
gabinetu. Zdążyłam się przebrać w swoje ciuchy. Kiedy właśnie założyłam szpilki
na nogi i byłam gotowa do wyjścia w drzwiach stanął uśmiechnięty Wojtaszek. Bez
słowa ściągnął koszulkę i położył się na łóżku. Zdenerwowana do granic
możliwości wykonuję wszystkie ćwiczenia na libero i puszczam go po niespełna
dziesięciu minutach. Kolejny pojawia się Łasko, później Rob, a na samym końcu
mój kochany braciszek a po nim Zbyszek. Jak zwykle ostatni. Próbuje żartować i
przepraszać, ale jakoś nie mam dzisiaj humoru. Od dwóch dni chodzę wściekła i
poirytowana, na każdy żart wybucham złością a wczoraj się nawet popłakałam, gdy
Misiek powiedział, że przytyłam. Zbyszek żegna się ze mną buziakiem w policzek,
ponieważ przyjechaliśmy dziś osobno. Ja mam w planach ogromne zakupy wraz z
Melką. Zbieram swój płaszcz i torbę i kieruję się w stronę swojego samochodu.
Włączam ogrzewanie, gdyż wyjątkowo w tym roku zapowiada się sroga zima. Brrr
jak ja tego nie lubię. Kieruję się pod szpital, w którym pracuje Melka.
Dziewczyna czeka już na mnie i prędko wpada do nagrzanego samochodu.
-Cześć kochana – wita się ze mną buziakiem na co odpowiadam
jej tylko uśmiechem i ruszam w stronę galerii. – Co jest?
-Jak zwykle ci idioci mnie zdenerwowali a widzisz jaka
wkurzona chodzę od kilku dni. Wszystko mnie denerwuje, zaczynając od Miśka a
kończąc na Zbyszku. – przewracam oczami.
-Lilka? A dobrze się czujesz? – pyta mnie po chwili
dziewczyna.
-No zajebiście, tylko nogi coś mnie ostatnio bolą, ale to
pewnie od szpilek – macham ręką i parkuję pod galerią.
-I tyle? Żadnych zawrotów głowy? Mdłości? – wypytuje mnie
podejrzliwie.
-Czy Ty sądzisz, że ja jestem w ciąży?! – niemalże piszczę.
-A może mi powiesz, że to niemożliwe? – pyta zirytowana
przewracając oczami i niemalże nie wybuchając śmiechem.
-Zabezpieczamy się do cholery Melka – jęknęłam zażenowana.
-Ja tam bym na Twoim miejscu zrobiła test, lepiej wiedzieć
niż nie wiedzieć. – uśmiechnęła się do mnie.
-Za wcześnie na ciążę. Bartman to sam jest dzieckiem a co
dopiero jak sam miałby zostać ojcem… - mruczę zdenerwowana podejrzeniami
przyjaciółki. Zaczyna do mnie docierać, że to może być prawa. – Kurwa…
-Nie kurwuj mi tu, idź do Maka a ja zaraz przyjdę. Zamów mi coś
dobrego – mruga do mnie i idzie w kierunku apteki.
Idę przed siebie nie zwracając na nic uwagi. Zamawiam nam po
burgerze, sałatce i shake. W momencie gdy odbieram zamówienia Mela jest już
przy stoliku z reklamówką pełną testów.
-Jak wrócimy do domu to to sprawdzimy – uśmiecha się do mnie
i całuje w policzek. – Nie bój się, to nie koniec świata.
-Mam nadzieję, że to tylko potwierdzi, że nie jestem w ciązy
– wzdycham i zabieramy się za jedzenie.
Po pełnych pięciu godzinach obładowane zakupami jak studenci
słoikami kierujemy się do mojego samochodu. Prezenty dla wszystkich mam już
kupione. Po godzinie jesteśmy już pod domem. Zmęczona, ale zadowolona wnoszę
wszystko do swojego pokoju i chowam w szafie, by nikomu nie wpadło do głowy
grzebać w moich zakupach. Chłopcy przygotowali dla naszej czwórki kolację, więc
już po chwili siedzimy w salonie i zajadamy się pyszną sałatką. Po zjedzonej
kolacji chłopcy wyciągają sobie piwo i włączają mecz. Dla nas stoją już nalane
kieliszki z winem. Melka znacząco na mnie patrzy a ja już wiem o co jej chodzi.
-Zibi my idziemy na górę. Oglądajcie sami, musimy popakować
prezenty i w ogóle – daję mu buziaka a Mela mojemu kochanemu braciszkowi.
Chłopcy zbytnio nie protestują i puszczają nas bez problemu. Wchodzimy do
mojego pokoju i zamykam drzwi na klucz. Przezorny zawsze ubezpieczony.
-Mela boję się.
-Przestań, najwyżej zrobisz Zbyszkowi jeszcze jeden prezent.
– uśmiecha się i mocno mnie przytula. Wyjmuję z torebki pięć testów ciążowych i
idę z nimi do łazienki. Po kolei wykonuję je i odkładam na małą szafeczkę koło
zlewu. Wchodzę spowrotem do pokoju i zerkam na zegarek.
-No to mam przed sobą najdłuższe 10 minut w życiu – patrzę na
przyjaciółkę i lekko się uśmiecham.
-Będzie dobrze Lil. – całuje mnie w policzek. – no to dawaj
te prezenty, popakujemy je. – uśmiecha się szeroko a ja już po chwili zajęta kolorowymi
papierami odwracam swoją uwagę od testów. Jednak 10 minut mija bardzo szybko o
czym przypomina mi Mela.
-Pójdziesz sprawdzić? – patrzę na nią błagalnym wzrokiem.
-Na pewno nie chcesz zrobić tego sama? – upewnia się na co
ja tylko kręcę głową. Po chwili wychodzi z łazienki a ja z jej miny kompletnie
nic nie potrafię odczytać. Siada koło mnie na podłodze i przytula.
-Pięc razy tak, kochana, będzie mały Bartman – daje mi
buziaka w policzek a mi zaczynają lecieć zły. Zły szczęścia? Rozpaczy? Chyba jednak
szczęścia. Dotykam jeszcze płaskiego brzucha i nie wiem co powiedzieć.
-Mela, ja chyba się cieszę – przytulam się mocno do
dziewczyny i moczę jej włosy swoimi łzami.
-Widzisz, mówiłam Ci, że tak będzie – całuje mnie we włosy. –
dzwoń do ginekologa i umów się na wizytę, żeby mieć pewność zanim powiesz
Zibiemu.
-Wiem, dziękuję – uśmiecham się i wyciągam telefon i dzwonię
do swojej ginekolog. Wizytę mam już na jutro, z czego bardzo się cieszę. Mela
idzie do siebie a ja chowam wszystkie testy jak najgłębiej w szafce i ubieram
piżamę. Kładę się do łóżka i zmęczona wrażeniami tego dnia niemal od razu
zasypiam.
Budzę się gnieciona przez Zbyszkowe ramię i nie mam jak
wyłączyć budzika. Całą siłą spycham go z siebie i wyłączam alarm w telefonie.
Patrzę na słodko śpiącego chłopaka i nie mogę powstrzymać uśmiechu. Budzę go i
idę przygotować śniadanie. Kiedy ja kończę je jeść on dopiero schodzi do
kuchni, na szczęście już ubrany i przygotowany na trening. Ja lecę się ubrać i wziąć
wszystko, co będzie mi dziś potrzebne. Schodząc na dół widzę, że Misiek z Melą
już wychodzą. Chłopak jak codziennie przed treningiem odwozi ją do pracy.
Ubieram na siebie płaszczyk a na nogi zakładam szpilki.
-Miśku ja jadę swoim bo po treningu muszę jeszcze do galerii
skoczyć. – uśmiecham się do niego.
-Może pojadę z Tobą? – daje mi buziaka.
-Nie, nie, nie – mówię szybko – będę Ci prezent kupowała na
mikołajki, nie może Cię tam być – uśmiecham się słodko.
-No niech Ci będzie – przytula mnie – zaczęłabyś nosić
odpowiednie buty co? Prowadzisz w tych szpilach auto, to niebezpieczne, poza
tym zimno jest, nogi Ci zmarzną – jęczy mi nad uchem.
-Dobra tato, nie martw się o mnie – śmieję się – do zobaczenia
na hali, nie spóźnij się – daję mu buziaka i wychodzę.
Trening mija mi zadziwiająco szybko. Chłopcy przepraszają za
wczorajsze zachowanie wielkim bukietem czerwonych róż. Całe emocje, które we
mnie buzowały od kilku dni ulotniły się jak za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki. Naciągam szybko chłopaków a następnie oddaję w ręce masażystów. Wychodzę
wcześniej z hali by zdążyć na umówioną wizytę. Po godzinie wszystko jest już
jasne a ja z wielkim uśmiechem na ustach siedzę w samochodzie i wpatruję się w
malutki wydruk z usg. Maleństwo zagnieżdżone w moim brzuchu. Cudowne uczucie. Wycieram
ostatnie kropelki łez i jadę jak to wcześniej zaplanowałam do galerii. Wchodzę do
pierwszego lepszego sklepu z dziecięcymi ubrankami i kupuję maleńkie buciki.
Dokupuję jeszcze kilka kosmetyków i drobiazgów dla siebie
oraz tabletki, które przepisała mi ginekolog. Po godzinie jestem w domu.
Zaplanowałam, że Zbyszkowi powiem o wszystkim jutro, będzie miał dodatkowy
prezent. Kiedy tylko Melka mnie zobaczyła kiwnęłam jej nieznacznie głową na co
dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. Zbyszek już leżał u siebie w łózku a ja
wyczerpana po całym dniu położyłam się koło niego i zasnęłam jak zabita.
6.12 – Mikołajki – dzień wyznania całej prawdy Zbyszkowi
Trening minął jak co dzień z tym, że był o połowę krótszy.
Jak widać trener też człowiek. Chłopcy zadowoleni wybrali się całym zespołem na
obiad a ja w tym czasie wróciłam do domu przyszykowałam kolację dla naszej czwórki.
Kurczak siedział już w piecu, sałatka gotowa, ciasto kupione, prezenty
zapakowane. Koło godziny 17 siedliśmy i razem zdjesliśmy kolację. Po niej
wymieniliśmy się drobnymi prezentami. Oczywiście drobne to dla siatkarzy słowo
nieznane, bo od Miśka dostałam wymarzone buty UGG, od Melki piękną sukienkę( o
zgrozo, w którą się niedługo nie zmieszczę), a od Zbyszka piękny komplet
biżuterii z białego złota z Apartu. On sam dostał ode mnie srebrny łańcuszek i
nowego iPada(bo ostatniego utopił w wannie – nie pytajcie jak…). Koło godziny
20 rozeszliśmy się do swoich pokoi. Zbyszek poszedł do siebie a ja obiecałam,
że za chwilę do niego dojdę. Weszłam do swojej sypialni i wzięłam dwa głębokie
oddechy. Wygrzebałam malutkie pudełeczko na dnie którego był wydruk usg a na to
położone maleńkie buciki. Wystraszona jak jeszcze nigdy weszłam do jego pokoju.
Zadowolony leżał na łóżku i bawił się nowym ipadem. Położyłam się obok niego,
lecz nie zwracał na mnie za dużej uwagi. Ughh super się zaczyna.
-Bartman, możesz to odłożyć?
-No już maleńka, już, czekaj. – zbył mnie.
-Zibi, bo ja mam dla Ciebie coś jeszcze – powiedziałam cicho.
Dopiero to zmusiło go do odłożenia nowej zabawki.
-Przestań, dostałem już od Ciebie za dużo, nic więcej nie
chcę. – powiedział, a ja w myślach się roześmiałam.
-Ale tego nie możesz ode mnie nie wziąć. – usiadłam koło
niego po turecku a na jego kalatce piersiowej położyłam maleńkie, białe
pudełeczko.
-Mam otworzyć? – spytał na co kiwnęłam jedynie głową. Siedziałam
przestraszona i czekałam na jego reakcję. Powoli otworzył pudełeczko i spojrzał
na mnie niepewnie.
-O ja pierdole – krzyknął głośno trzymając w ręce wydruk
usg.
~*~
czekam na kometarze, dajcie znać, czy jesteście i czy mam pisać dalej,
buziaki!
Dlaczego w takim momencie? Chciałabym wiedzieć czy Zbyszek ucieszy się z powodu przyjścia małego Batmana na świat. Czekam na kolejny z niecierpliwością ☺
OdpowiedzUsuń