Kolejny miesiąc mija zadziwiająco szybko. Ten weekend stoi
pod nazwą wycieczka do Rzeszowa. Moi Jastrzębie zmierzą się w legendarnej
Twierdzy Resovii. Niestety nie mogę jechać swoim autkiem, więc w piątek o
godzinie 5 zostaję brutalnie obudzona przez mojego Bruneta. To dziwne, że przez
ten miesiąc nic się między nami nie zmienilo. Może trochę bardziej się
„dotarliśmy” i znamy swoje potrzeby, humorki, zwyczaje.
-Miśka, wstawaj już. Cała drużyna będzie przez ciebie
czekać. – znów próbuje zedrzeć ze mnie kołdrę.
-Zostaw. – ciągnę za okrycie – Michałku weź tego brutala
stąd – krzyczę tak, by brat mnie usłyszał.
-Oj Lila, Lila. – śmieje się Bartman i ściąga ze mnie kołdrę
a później bierze mnie na ręce i zanosi do łazienki. Po chwili przytomnieje i
zabieram się za doprowadzenie się do jakiegoś w miarę normalnego stanu. Pół
godziny później wychodzę z domu z ogromnym kubkiem kawy w ręku i ciągnę małą
walizkę za sobą. Kilkanaście minut później pakuję się do autobusu razem z
siatkarzami. Usadawiam się na pierwszy wolnym miejscu, lecz Zbyszek, który
wchodzi ostatni ciągnie mnie za sobą na sam koniec. Siadam między Michałem a
Zbyszkiem, którzy jak co wyjazd zajmują ostatnie pięć siedzeń. Już po chwili
ruszamy spod hali a ja zadowolona z miejsca kładę się między chłopakami
układając głowę na kolanach Zbyszka. Po chwili jestem przykryta jego bluzą i
mogę iść spać.
Budzę się gdy autobus nagle się zatrzymuje. Mało co nie
spadam z siedzenia z czego śmieje się Michał. Po chwili również Zbyszek się
budzi.
-Daleko jeszcze? – pyta mojego brata.
-Jesteśmy przed Krakowem. Zaraz ma być postój.
-Świetnie! – niemalże klaszczę – jestem mega głodna!
-Grubas – śmieje się mój brat.
-Ty już lepiej się nie odzywaj – wystawiam mu język i biorę
telefon do ręki. Nie spałam długo, ale czułam się już dużo lepiej niż rano. Po
chwili zatrzymujemy się na stacji benzynowej, a trener zarządza godzinną
przerwę. Zadowolona łapię za swoją torebkę i gnam w kierunku budynku. Kieruję
się do toalety, gdzie spędzam blisko 10 minut. Wychodząc wpadam na
Malinowskiego, który obrzuca mnie jedynie srogim spojrzeniem. Nie wiem o co mu
chodzi, lecz od rozpoczęcia mojej pracy w JSW chłopak dziwnie na mnie reaguje.
Dodatkowo jest drugim atakującym, zaraz za moim chłopakiem. Wchodzę do
pomieszczenia, gdzie znajduje się niemalże cały zespół. Dosiadam się do
stolika, gdzie siedzi Zbyszek, Misiek i Rob. Bartman po chwili podstawia mi pod
nos sałatkę i ciepłą herbatę.
-Dzięki Miśku – daję mu buziaka w policzek i zabieram się za
jedzenie. Po niespełna pół godzienie melduję się w pokoju. Dzisiaj mamy odbyć
tylko jeden, dwu godzinny trening a później mamy czas wolny w stolicy
Podkarpacia. Niecałe dwie godziny później lokujemy się w Blue Diamond. Dostaję
jednoosobowy pokój na piętrze przeznaczonym dla siatkarzy.
O godzinie 12 melduję się zwarta i gotowa na hali Asseco. I
kogo widzę? Igiełkę we własnej osobie.
-Cześć staruszku! – krzyczę mu do ucha zachodząc go od tyłu.
-Lileńka! – odwraca się i porywa mnie w ramiona. – Oczom nie
wierzę?! A Iwonka to już w ogóle nie uwierzy! Musicie dzisiaj do nas wpaść! Bez
dwóch zdań! O 16 widzę Cię u siebie! Adres dobrze znasz, nie zmienił się od
tych długich pięciu lat – mierzy mnie złym spojrzeniem lecz po chwili przytula
mnie jak ojciec, córkę.
-Ja też nie wierzę. – uśmiecham się przez łzy. Tak bardzo mi
go brakowało. – i z pewnością wpadnę do Iwonki na plotki.
-W takim razie ja już uciekam, bo nasz trening się skończył.
– daje mi buziaka w policzek, co zauważa Bartman.
-Ej Krzysiu, zostaw moją ukochaną! Masz Iwonę! – wystawia mu
język i mnie obejmuje.
-To wy serio jesteście razem?! Myślałem, że w internecie bzdury
piszą! Jak powiem Iwonce to nie uwierzy! – czochra mnie po włosach i ucieka z
hali. Za tym człowiekiem nie można nadąrzyć. Po chwili Zbyszek wraca do ćwiczeń
a ja czuję wibracje w telefonie. Wyciągam iPhona z kieszeni i widzę
powiadomienie. Otwieram smsa od Krzysia, który brzmi: Braciszka i Ukochanego
też możesz zabrać:*. Zaczynam się śmiać sama do siebie po czym wracam do pracy.
Rozciągam Miśkowi bark, który ostatnio go pobolewa. Trening mija bardzo szybko,
co jest dla mnie dziwne. W hotelowym gabinecie pomagam chłopakom dojść do
normalnego stanu. Kończę chwilę po 15 i idę pod prysznic w swoim pokoju. Kiedy
wychodzę gotowa na moim łóżku leży Zbyszek i ogląda telewizor. Po chwili się
podnosi i bierze za rękę. Razem z Michałem łapiemy taksówkę i 20 minut później wysiadamy
pod domem Ignaczaków. Wchodzimy do domu i jesteśmy ogromną niespodzianką dla
Iwony, która nie wiedziała nic o przybyciu chłopaków a tym bardziej moim.
-Mała Lilka tak wyrosła! Wyglądasz jak z okładki Vouga! –
uśmiecha się promiennie a po chwili pojawiają się ich dwie latorośle. – Seba pamiętasz
ciocię?
-Pewnie, że tak. To siostra wujka Kubiego i super laska –
puszcza mi oczko na co ja wybucham śmiechem i posyłam mu buziaka.
-A ja cioci nie pamiętam, ale jesteś śliczna, jak moje
Barbie – staje przede mną Dominika.
-Ależ Ty jesteś rozkoszna! – uśmiecham się i biorę
pięciolatkę na ręce – ja ciebie też nie pamiętam bo jak wyjeżdżałam to cię na
świecie nie było. Ale Twój tatuś wysyłał mi twoje zdjęcia. – daję jej buziaka w
czółko.
-Ej Lilka, czemu wszyscy tu tylko tobą się zachwycają ? –
śmieje się Michał na co Bartman tylko mu potakuje. – A o najlepszych wujkach
zapomnieli. – już po chwili dzieciaki pobiegli w ich stronę a ja z Iwoną siedzę
w kuchni przyrządzając szybką obiadokolację i plotkując.
Wieczór mija niesamowicie przyjemnie i szybko. O 22 jesteśmy
już w hotelu a Zbyszek koniecznie chce ze mną spać. Uginam się pod jego spojrzeniem
i po chwili śpimy już razem.
Godzina 14.30. Po oficjalnym przywitaniu zespołów zaczynamy
niezwykle wyrównany mecz. Pierwsze dwa sety lądują na koncie Rzeszowian
natomiast kolejne trzy na naszym. Chłopcy są niezwykle zadowoleni a ja cieszę
się razem z nimi. Podchodzą do nas Resoviacy, którzy zawiadamiają, że dzisiaj o
20 wszyscy widzimy się w Lukrze. Uwielbiam imprezy a ta z chłopakami z
pewnością będzie udana. Po meczu chłopaki mają odnowę. Po niej wszyscy przejeżdżamy
do hotelu, w którym zostajemy do jutra. Szykuję się na wieczór.
Ubieram się a włosy rozpuszczam. Robię mocniejszy niż zwykle
makijaż i tuż przed 20 jestem gotowa. Na nogi zakładam niebotycznie wysokiekoturny, w których nie wyglądam na taką niską przy chłopakach.
Kilka minut po 20 wchodzimy do klubu. Impreze rozkręca rzeszowski
libero. Alkohol leje się strumieniami a ja już mam mocno w głowie. Nigdy nie
miałam mocnej głowy a dzisiaj przesadziłam z alkoholem. Zbyszek mnie pilnuje,
bo widzi, że nie jest ze mną najlepiej.
-Zibi, idę siku – mówię mu do ucha.
-Iść z tobą? – łapie mnie za rękę, gdy chcę wstać od
stolika.
-Przestań, nie jestem aż taka pijana – śmieję się i daję mu
mocnego buziaka. Po chwili lekko chwiejnym krokiem wchodzę do łazienek. Damska
jest pusta, co jest dziwne. Załatwiam swoją potrzebę, myję dłonie i wychodzę do
wąskiego korytarzyka. Po chwili czuję ramiona oplatające mnie od tyłu.
-Zibi, mówiłam Ci żebyś za mną nie szedł – śmieję się i
przymykam oczy, kiedy całuje mnie po szyi. Po chwili czuję jego dłoń pod
spódniczką odchylającą materiał majtek.
-Zbyszek, nie tutaj – mówię dość głośno ale on jedynie
zatyka mi usta ręką. Patrzę w prawo i gdy na ramieniu nie zauważam tak dobrze
znanego mi tatuażu zaczynam panikować.
-Puść mnie! – próbuję krzyczeć, ale jego dłonie coraz
bardziej na mnie napierają. Odwracam się i widzę przed sobą wstrętną twarz
Malinowskiego.
-Idioto, zostaw mnie!
-Zamknij się maleńka, dzisiaj będziesz moja. – niemal zdziera
ze mnie spódniczkę. Pluję mu w twarz kiedy jego ręka wdziera się pod mój
stanik. Po chwili zostaję uderzona przez niego w twarz i zaczynam tracić
kontakt z rzeczywistością.
~*~
Za to na górze nie odpowiadam.
Pozdrawiam ! :*